Inni uważają, że taka jest codzienność mieszkańców Druskiennik: niekończąca się muzyka orientalna w tle, aromat zielonej herbaty, pachnące chlorem stroje kąpielowe i długie spacery alejkami kwiatów.
Niewątpliwie, życie w Druskiennikach rozpieszcza. Ale czy rzeczywiście miasto aż tak się zmieniło? Czy nowy bruk jest rewolucją? A może pompatyczny obraz kurortu, sklecony z kwiecistych frazesów i podświetlony sztucznymi światłami sławy polityków i obsypany kwiatami, zmienia nas samych?
W mojej opinii w Druskiennikach nie zmienia się nic, bo najlepszym rzeczom jeszcze jakoś cudem udało się przetrwać w tej przesadnej fantasmagorii. I jeśli chcę odpocząć, sięgam po tę stałość właśnie.
Gdy atakują smutne myśli, mogę usiąść na wybrzeżu Niemna i setki razy utopić złe emocje w wodzie. Nurt rzeki jest przyjemnie stały. Bez względu na to, co się w życiu zdarzyło, rzeka pozostaje niezmienna. Zmieniają się tylko odbicia w wodzie.
Gdy dręczy nostalgia, idę w kierunku przedszkola „Žibutė" (Przylaszczka), gdzie spędziłam swoje dzieciństwo. Tutaj też wszystko pozostało takie same - te same pięciopiętrowe domy, rzadki las, osoby samotne spacerujące z psami, donoszące się z dala echa gwaru przedszkola.
I jeszcze jedna rzecz, która była stała, ale teraz też zaczyna zanikać - to cisza. Lekko pluszczące wody jeziora, gęganie kaczek, skubane wiatrem kwiaty, las sosnowy, tchnąca świeżość, bulgot wód mineralnych i muzyka Čiurlionisa w tle - to jedyne dźwięki, które pasują do Druskiennik.
Ale już i je zaczynają zagłuszać krzyki o ośrodkach SPA, wzbijające się ku niebu wyciągi, skandaliczne krzyki o jeszcze niespotykanych cudach świata, bajki o niezastąpionym merze i piosenki Rytisa Cicinasa, dolatujące z grającej fontanny.
Czasami nie wiem, gdzie się znajduję - przecież ludzie mówią, że mieszkam w „tak pięknie zadbanym mieście". Tymczasem Druskienniki są dla mnie właśnie tą stałą i niezmienną mocą – to szerokie koryto Niemna, wiekowe pnie sosnowe, królewski spokój, poetycka cisza. Mam nadzieję, że te rzeczy nigdy nie ulegną żadnym zmianom.
Gintarė Pugačiauskaitė
Komentarze
W której jest trochę szczęścia dla Polaka:
Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty jak pierwsze kochanie,
Nie zaburzony błędów przypomnieniem,
Nie podkopany nadziei złudzeniem
Ani zmieniony wypadków strumieniem.
Gdziem rzadko płakał, a nigdy nie zgrzytał,
Te kraje rad bym myślami powitał:
Kraje dzieciństwa, gdzie człowiek po świecie
Biegł jak po łące, a znał tylko kwiecie
Miłe i piękne, jadowite rzucił,
Ku pożytecznym oka nie odwrócił."
A. Mickiewicz
Wyliczono, że drogę z Warszawy do Druskiennik samochód wiozący Piłsudskiego przebywał w tempie ówczesnych wyścigów, czyli w 5 godzin i 40 minut. Ponoć Marszałek sam kontrolował czas i ponaglał kierowcę Malinowskiego. Niekiedy jechał ze stolicy do Grodna (via Białystok) pociągiem i przesiadał się do auta. Zdarzało się, że docierał do Druskiennik i bezpośrednio samochodem z Wilna.
Willa Marszałka była skromna, parterowa, pięknie położona. Tak naprawdę był to mały domek, który niczym nie różnił się od innych w okolicy.
Piłsudski ukochał Druskienniki, doskonale tam się czuł, nawet romansował z panią doktor Eugenią Lewicką. Chętnie chodził na spacery, siadał nad brzegiem Niemna (na ławeczce lub bezpośrednio na trawie) i dumał. Mimo ochrony dochodziło także do przygodnych spotkań z różnymi osobami. Bywało jednak, że Piłsudski przyjmował dostojnych gości, w tym dyplomatów, premiera i ministrów, wojewodów, generałów. Toczyły się w willi rozmowy, zapadały decyzje.
Tu także Komendant spisywał swe wspomnienia legionowe. Przede wszystkim jednak nad Niemnem i Rotniczanką koił nerwy i nabierał sił. Wzbraniał się przed pobieraniem lekarstw, zażywał jedynie kąpieli solankowo-bromowych. Napisał, że "Druskienniki były niespodzianką myśli Stwórcy w odpoczynku, gdy ten się uśmiechnął".
Willa przetrwała wojnę i miała się jeszcze nieźle w latach 60. ubiegłego stulecia, kiedy władze Druskiennik, zgodnie z wolą władz państwowych, podjęły decyzję o jej rozbiórce. Wydawało się, że nikomu nie wadzi, stała przecież na uboczu. A jednak przypominała zwycięskiego wodza z 1920 roku i ojca II Rzeczypospolitej, budziła emocje. Lietuvisi nie mogli też darować Piłsudskiemu dwukrotnych wypraw na Wilno w 1919 i 1920 roku. I nie było ważne, że on tak bardzo utożsamiał się z ziemiami Wielkiego Księstwa Litewskiego, marzył o odnowieniu federacji Polski i Litwy. Wieść niesie, że materiał z rozbiórki willi Marszałka został wykorzystany do postawienia domu, który stoi do dziś w Druskiennikach.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.