Po wysokiej wygranej wilnian w pierwszym spotkaniu, gdy to pokonali serbską ekipę z wynikiem 92:65, fani „Lietuvos rytasu" spodziewali się kolejnych zwycięstw i dobrej gry swych pupilów.
Niestety, wilnianie rozczarowali i na rumuńskim parkiecie zagrali beznadziejnie. Mistrzowie Rumunii – kraju, który trudno zaliczyć do potęg w koszykówce – od razu przejęli inicjatywę, narzucili swój styl gry, szybko wyszli na prowadzenie i nie oddali go do końcowego gwizdka sędziego. Goście wyglądali bezradnie we wszystkich komponentach gry: słabo grali w obronie, popełniali mnóstwo błędów w ataku, haniebnie pudłowali zarówno w rzutach z dystansu, jak i za trzy punkty, zawodziła dyscyplina i nie było lidera, który zdołałby uporządkować grę i poderwać kolegów do walki.
Dotychczas silną i skuteczną bronią wileńskiego zespołu były rzuty zza linii sześciu metrów, ale w środę wieczorem wilnianie trafili ich zaledwie 8 na 28 prób.
Mistrzowie Rumunii – to drużyna naszpikowana legionistami, a rodzimych koszykarzy można policzyć na palcach jednej ręki, ale pomimo widocznego nieuzbrojonym okiem braku zgrania, gospodarze wygrali pewnie i wysoko i było to ich drugie zwycięstwo z rzędu.
Litwini w ciągu całego spotkania nie zdołali przebudzić się z letargu, grali niemrawo i... nerwowo. Dwóch naszych zawodników gości i szkoleniowiec zostali przez sędziów ukarani przewinieniami technicznymi, co nie wystawia im dobrego świadectwa i świadczy o słabej odporności psychicznej i braku doświadczenia wystepów na międzynarodowej arenie.
Z. Ż.