Udział w konkursie Polskie Dyktando dla Dorosłych, organizowanym przez Związek Polaków na Litwie, wzięło 77 osób. Wszystkich uczestników dyktanda przywitał i powodzenia w pisaniu życzył Michał Mackiewicz, prezes Związku Polaków na Litwie.
Tytuł Mistrza Ortografii Polskiej na Litwie zdobył Henryk Mażul – znany poeta wileński, redaktor miesięcznika "Magazyn Wileński".
Drugie miejsce zajął Andrzej Czujko, a trzecie miejsce podzieliły między sobą Renata Slavinskienė oraz Elżbieta Łuczyńska.
Zwycięzca otrzymał nagrodę o wartości 5 tysięcy litów, zdobywca II miejsca - 2 tys. litów, III miejsca - 1 tys. litów. Nagrody ufundowało MSZ RP.
Autorem tekstu jest dr Tomasz Korpysz, prodziekan Wydziału Nauk Humanistycznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Komisji sprawdzającej prace przewodniczyła dr Małgorzata Burta, która też dyktowała uczestnikom tekst dyktanda. W skład komisji weszły również: dr Wiktoria Ušanskienė oraz dr Irena Fedorowicz z Centrum Polonistycznego Uniwersytetu Wileńskiego, dr Barbara Dwilewicz, dr Halina Turkiewicz, dr Henryka Sokołowska oraz dr Irena Masojć z Centrum Języka Polskiego, Kultury i Dydaktyki Litewskiego Uniwersytetu Edukologicznego.
„Od prawie 40 lat jestem na co dzień ze słowem polskim, słowem świętym, słowem najbardziej kochanym" – po ogłoszeniu wyników powiedział Henryk Mażul, zwycięzca tegorocznej edycji dyktanda, który dodał, że takie przedsięwzięcie powinno być organizowane częściej.
Dziś w Wilnie o tytuł Mistrza Polskiej Ortografii na Litwie ubiegały się osoby w wieku 20-88 lat.
---
Nie najuczciwszy dziennikarz
Piotr był trochę nieswój, gdy niósł do redakcji miesięcznika „Lećmy Wyżej" nie swój minireportaż o maksiproblemach pseudowilnian zajmujących się paralotniarstwem. A wszystko zaczęło się od tego, że nie chcąc po raz kolejny wyjść na niedowarzonego dziennikarza, poprosił o pomoc kogoś, kogo mu polecił zaprzyjaźniony lekarz pediatra. Wbrew swoim zamiarom nie zwrócił się jednak do najlepszego informatora w okolicy, ale do zwykłego modelarza amatora znad meandrującej rzeczułki o wdzięcznej nazwie „Czarna Woda". Ów pseudofachowiec, który chwalił się tytułem wicemistrza gminy w lataniu precyzyjnym, w gruncie rzeczy był quasi-znawcą zagadnień lotnictwa. Ograniczał się jedynie do tego, że półleżąc na swojej nie najwygodniejszej wersalce, sklejał modele statków i samolotów i wycinał zdjęcia balonów, spadochronów oraz lotni ze wszystkich gazet, jakie mu wpadły w ręce. Nic dziwnego, że jego pokój wprost usłany był pożółkłymi, a nawet rudobrązowymi od słońca lub zszarzałymi od kurzu ścinkami, które szczelnie pokrywały przepiękną podłogę z hebanowego drewna ułożonego w arcymisterne esy-floresy. Kiedy Piotr już drugą godzinę wysłuchiwał, co ten hochsztapler ma do powiedzenia o lataniu, pluł sobie w brodę, że nie znalazł innego interlokutora. Wreszcie przerwał mu w pół słowa i czmychnął z tej ponurej rupieciarni. Nieubłaganie zbliżał się termin oddania tekstu do redakcji, więc chyżo pobiegł do mieszkającego nieopodal wypróbowanego druha Pawła. Ten otworzył mu drzwi swojego nowo zakupionego mieszkania, obejmując wpół ukochaną Helusię: niedawno poślubioną żonę, która była pół Polką, a pół Litwinką. Po ponaddwuipółgodzinnej dyskusji żonkoś dał się przekonać do ekspresowego napisania artykułu. Gdyby tego nie zrobił, toby całkowicie pogrążył Piotra, który miał ostatnią szansę na zrehabilitowanie się za niedawną wpadkę, czyli pomylenie Związku Polaków na Litwie ze Związkiem Litwinów w Polsce. Na szczęście przyjaciel nie zawiódł i po kwadransie miał gotowy tekst. Wręczył go Piotrowi ze słowami: „Wyjątkowo przymykam oczy na łamanie przepisów o prawach autorskich i pozwalam ci to drukować pod twoim nazwiskiem". To dlatego niedoszły autor był taki nieswój, kiedy odnosił do redakcji gotowy reportaż.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.