Teren przy dzisiejszej ulicy Antakalnio 8, 8a, 10 i 12 w końcu XVIII wieku stanowił letnią rezydencję ks. biskupa Dawida Pilchowskiego. Drewniany budynek z elementami baroku przy Antokolska 8a służył jako mieszkalny. Pół wieku później właścicielem posiadłości został wojskowy Bolesław Łastowski, który wybudował murowaną oficynę (Antokolska 10) i drewniany dom przy ulicy, gdzie dziś mieści się kawiarnia „Trys pušelės" (Antokolska 12). Działała tu też karczma „Tivoli", stąd pobliska ulica nosiła nazwę Tivoli. Nie zachowała się ona do dnia dzisiejszego.
W 1899 roku posiadłość ze wszystkimi budynkami kupił inżynier Błażewicz od Marii Łastowskiej za 65 tysięcy rubli i w tym samym roku odnowił. Drewniany mieszkalny dom i murowana oficyna uzyskały rzeźbione elementy dekoracyjne. Zachowały się one do dnia dzisiejszego. 14 marca 1907 roku nabył on od władz miasta plac za 4 tysiące rubli. Emerytowany inżynier Stanisław Błażewicz niedługo przed śmiercią dysponował nieruchomością o powierzchni prawie dwóch hektarów.
Antokolska 8a
Za czasów Stanisława Błażewicza, syna Leonarda, dom miał 8 mieszkań i w większości były one wynajmowane. Właściciel z zawodu był inżynierem dróg i komunikacji. Urodził się w guberni mińskiej. Przeżył ciekawych 80 lat. Został pochowany na cmentarzu św. Piotra i Pawła. Żona Janina Anna Wanda wystawiła mu okazały pomnik. Była od niego o 38 lat młodsza. W domu tym, w pokoju Nr 4 mieszkał Tymon Niesiołowski z żoną Heleną Krystyną i synem Krzysztofem. Rodzina profesora przeniosła się tu z pobliskiej Wiosennej 6. Po pewnym czasie żona moja wynajęła w tej samej dzielnicy osobny murowany domek od jowialnego, starszego pana, posiadacza niebrzydkiej małżonki o ujmującym uśmiechu. Zdaje mi się, że nikła fortuna pana B. była przynętą dla młodej panny. Była ona w wielkiej przyjaźni z moim trzyletnim synkiem, Krzysiem. Na klombie Krzyś przewracał kozły, co wzbudzało ogromny podziw naszej gospodyni. Dalszy los właścicielki posesji Janiny A.W. Błażewicz po II wojnie światowej jest nieznany.
Antokolska 10
Anna Dzikowska, ciotka Tymona Niesiołowskiego, sublokatorka, wprowadziła się do domku dozorcy w pierwszych dniach grudnia 1931 roku. Dodajmy, że Niesiołowscy wcześniej przenieśli się do Starego Miasta. Przed domkiem ciotka Anna wiosną sadziła słoneczniki i kukurydzę. Obok stała ławeczka, na której siadywała, czekając na moje przyjście. Składałem jej wizyty codziennie, pod wieczór, tylko latem miałem prawo je opuszczać, wyszukując sobie jakieś inne otoczenie – lasów, jezior czy morza. Pisywaliśmy wtedy do siebie niczym dwoje kochanków. Siostrzeniec z ciotką zasiadał do wspólnego picia kawy, którą Anna przyrządzała ze znawstwem i zamiłowaniem. Stół był zasłany barwną serwetą, filiżanki z cienkiej porcelany. Czasami przynosiłem ciastka lub pączki. Jak podaje Niesiołowski, ciotka Anna do ostatnich lat życia paliła wiele papierosów. Lubiła też porozmawiać o dawnych, znacznie lepszych, czasach albo na temat sensacyjnych ploteczek wyczytanych w „Kurierze". Anna lubiła śpiew ptaków – ich muzyka dorównuje tylko Mozartowi – mawiała. Mieszkała w ich sąsiedztwie przy Antokolskiej do 27 października1932 roku. Stąd została odprowadzona na parafialny cmentarz św. Piotra i Pawła.
Kamienna Anna
W jesienne dni wrześniowe (wg metryki zgonu zmarła 25.10.1932 r.) ciotka Anna kończyła z tym życiem. Na talerzyku, przy jej łóżku, leżały owoce, nad którymi latały małe, czarne muszki. Ciężkie dni dla mojego serca, bolesne godziny dla umierającej. Właścicielka domu, który zajmowała moja ciotka, postarała się o księdza i wniesienie trumny na katafalk w kościele św. Piotra i Pawła. Mały pokoik, nędznie umeblowany – stał teraz pusty. Rozpaliłem ogień w piecu i wszystkie pamiątki, które zbierała przez życie, wraz z albumem fotografii krewnych i znajomych – wrzuciłem w ogień.
Umysł miała krytyczny, duże poczucie humoru, język sarkastyczny czasami. W życiu kierowała się sercem, ale krzywd wyrządzonych przez bliźnich nie zapomniała nigdy. Za wiele wiedziała, żeby być bigotką. Nie była praktykująca, ale z pietyzmem przechowywała książkę do nabożeństwa i obrazami świętych przyozdabiała ściany.
Teraz każdy Dzień Zaduszny był pielgrzymką do grobu ciotki Anny, jak ongiś we Lwowie na Łyczakowski Cmentarz.
Ze ściśniętym gardłem rzeźbiłem w sztucznym kamieniu postać siedzącej kobiety na grób mojej ciotki Anny. Opodal pracowni – padła bomba. Kiedy weszli do miasta Litwini – miałem już gotowy odlew.
Antokolska 12
Posesja ta niedługo przed II wojną światową miała adres Antokolska 8a. Jej właścicielką była 25-letnia córka kupca z ulicy Tatarskiej - Wanda Nosewiczówna. Janina Anna Wanda Błażewicz w 1930 roku sprzedała jej działkę o powierzchni prawie 26 arów za 27 tysięcy złotych. Musiała spłacić wcześniej przez męża zaciągnięty dług od Witolda Sokołowskiego z ulicy Podgórnej. Po śmierci Sokołowskiego, o zwrot długu wystąpiła żona Maria z córkami Marią i Ireną.
Trzy lata później nowa właścicielka wyszła za mąż w cerkwi Znamienskoj w Wilnie za studenta Grzegorza Andrejewa. W księgach meldunkowych w 1940 roku podawano, że nie wrócił on z wojny. Andrejewowie nie mieli dzieci. Młodszy o rok brat Wandy – inżynier Michał Emil – w międzywojniu pracował w Krakowie i na Śląsku. Czasem przyjeżdżał w gościnę do siostry. Dalszy los rodzeństwa po wojnie jest nieznany.
Tymczasem Wanda nadal wynajmowała mieszkania, starała się u władz litewskich o uzyskanie zgody na założenie kiosku do sprzedaży lodów, zaraz przy ulicy Antokolskiej. Pomysł jej, jak widać, pomyślnie dziś nieco w innej formie realizuje administracja kawiarni „Trys pušelės", czyli „Trzy Sosenki".
Zyta Kołoszewska
"Tygodnik Wileńszczyzny"
Cytowane urywki pochodzą z książki T. Niesiołowskiego Wspomnienia