Taką decyzję członkowie GKW podjęli jednogłośnie – po tym, gdy zweryfikowali podpisy osób popierających kandydatów. Sztab wyborczy Waldemara Tomaszewskiego zebrał 51 tys. podpisów poparcia, Artūrasa Paulauskasa – ponad 41 tys. podpisów. GKW rejestruje jedynie tych kandydatów, którzy zebrali co najmniej 20 tys. podpisów osób popierających ich kandydatury.
Na tak mocne poparcie dla W. Tomaszewskiego nie miał wpływu nawet fakt, że podpisy w ramach poparcia jego kandydatury były zbierane przez niecałe dwa tygodnie - podobnie jak w przypadku sztabu wyborczego Artūrasa Paulauskasa. Inni kandydaci podpisy zbierali przez cały miesiąc.
Dzisiaj jest ostatni dzień zwrotu Komisji Wyborczej kart do zbiórki podpisów.
W zbliżających się wyborach prezydenta kraju udział weźmie prawdopodobnie siedmiu kandydatów: obecna prezydent Dalia Grybauskaitė, europosłowie Waldemar Tomaszewski i Zigmantas Balčytis, kandydat z ramienia Parii Pracy Artūras Paulauskas, mer Wilna Artūras Zuokas, poseł Naglis Puteikis oraz mer Ignaliny Bronis Ropė.
Na razie nie wiadomo, czy status kandydata uzyska Linas Balsys, były doradca D. Grybauskaitė, którego sztab zebrał 20,5 tys. podpisów. Szacuje się, że GKW unieważnia średnio od 3 do 20 proc. podpisów.
Udziału w wyborach nie weźmie przedsiębiorca Vladas Lašas, który nie zebrał wymaganej liczby podpisów. Temuż wymaganiu nie sprostali również Rolandas Paulauskas, Jonas Lašinis oraz Kristina Brazauskienė.
Na podst. ELTA, inf. wł.
Komentarze
Ja też mam nadzieję, że te wszystkie niesprawiedliwe ataki na Tomaszewskiego i AWPL przyniosą ten skutek, że nasz kandydat i nasza partia jeszcze wzmocnią swoją pozycję.
Ludzie nie są tak naiwni by nie dostrzegać, że ta cała intryga jest szyta fałszem i antypolskimi uprzedzeniami pewnych grup. Wyraźnie ilustruje to przypadek Kubiliusa, który posunął się nie tylko do brudnych insynuacji, ale po prostu zachował się jak prostak. A przecież to przywódca dużej partii, były premier. Jego zachowanie świadczy o całkowitym upadku kultury wśród środowisk skrajnie antypolskich.
"Słowa byłego premiera Litwy Andriusa Kubiliusa, odnoszące się do wypowiedzi lidera AWPL Waldemara Tomaszewskiego, który mówił o sytuacji na Ukrainie, mieszczą się w katalogu najbardziej osobliwych i dziwnych, jakie słyszałem z ust poważnego, bądź co bądź, polityka.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR) doniosła, a za nią powtórzyły czołowe portale i media w Polsce, że premier Kubilius obawia się, iż „Rosja dąży do wykorzystania problematyki Wileńszczyzny do realizacji swoich celów”. Polityk podkreślił również, że „Waldemar Tomaszewski, krytykując nowy rząd na Ukrainie, odzwierciedla stanowisko nie Wilna czy Warszawy, ale Moskwy”. Lider AWPL miał - jak podaje IAR - powiedzieć, że władza na Ukrainie jest w rękach „niebezpiecznych nacjonalistów i prawie faszystów”. Według Kubiliusa na takie słowa europosła powinno zareagować polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Nie wiem, czy faktycznie Waldemar Tomaszewski stwierdził dosłownie, że władza w Kijowie znajduje się w rękach „niebezpiecznych nacjonalistów i prawie faszystów”. Nie odnalazłem tej wypowiedzi. Za to wysłuchałem uważnie tego, co przed kilkoma tygodniami mówił lider AWPL w studiu jednej z rozgłośni radiowych. Rzeczywiście odnosił się on do nowego rządu na Ukrainie sceptycznie. Podkreślał m.in. udział w nim Oleha Tiahnyboka - szefa znanej z antypolskich wystąpień partii Swoboda - i wypowiedzi rzecznika radykalnej organizacji Prawy Sektor, który negował dokonaną przez Ukraińców rzeź Polaków na Wołyniu w latach 1943-1944. Tomaszewski skrytykował również próbę uchylenia przez władze w Kijowie Ustawy o językach mniejszości narodowych i mówił, że w składzie nowego rządu ukraińskiego są nacjonaliści, którym nie jest obca idea banderowska. Bez wątpienia stosunek Tomaszewskiego do tymczasowych, wyrosłych z „majdanowskiego” buntu, władz w Kijowie jest zdecydowanie krytyczny. Czy to jednak, zakładając nawet, że mówił przy jakiejś okazji o „niebezpiecznych nacjonalistach, prawie faszystach” w Kijowie, upoważnia do stawiania mu zarzutu, że jego postawa jest zbieżna ze stanowiskiem Rosji, jak twierdzi to premier Kubilius? Otóż w mojej opinii to nadużycie.
W Polsce nie brakuje głosów wyrażających krytykę Tiahnyboka, obaw o jego przyszły stosunek do Polaków i zniesmaczenie faktem, że na Majdanie powiewały upowskie flagi. Jednak niepoważne byłoby wkładanie do jednego wora przeciwników rewolucji na Majdanie czy sceptyków nowej władzy w Kijowie jako „ruskich agentów” powielających w interesie Kremla Putinowski przekaz propagandowy. Byłoby to objawem zdziecinnienia. Zresztą, w tym worze znaleźliby się zapewne postkomuniści, narodowcy, część konserwatywnej prawicy, dzieci i wnuki ofiar ludobójstwa na Wołyniu oraz katoliccy księża.
Nie podejrzewam tak wytrawnego polityka, jakim jest Andrius Kubilius, że w jego głowie dominuje uproszczony obraz rzeczywistości. Z grubsza zasadzający się na tym, że wszyscy Ukraińcy z Majdanu są świetni i musimy ich bezwarunkowo wspierać, bo są antyrosyjscy. A ten, kto ma inne zdanie, służy interesom Puitina. Na kijowskim Majdanie były różne siły, od bojowców Prawego Sektora - piewców terrorystów i zbrodniarzy z OUN-UPA, po liberalnych studentów. Byli wreszcie zwyczajni ludzie zdeterminowani, aby wymusić zmianę nieudolnej władzy, która doprowadziła Ukraińców do nędzy, a ich kraj do ruiny. Jestem wręcz przekonany, że Kubilius rozumie złożoność sytuacji politycznej i społecznej na Ukrainie. Niestety, jestem też przekonany, że jego słowa pod adresem Tomaszewskiego służyć miały jedynie zdyskredytowaniu Polaka w oczach wyborców na Litwie, w oczach Polaków w Macierzy i koalicyjnych partnerów z rządu.
Największe jednak moje zdziwienie wzbudziły inne słowa byłego premiera. Powiedział on - przypomnę - że na słowa Waldemara Tomaszewskiego powinno zareagować polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Napiszę wprost - to jest kompletny odlot. Waldemar Tomaszewski jest obywatelem Litwy, a nie Polski. Jest europosłem wybranym głosami mieszkańców Litwy i ich reprezentantem. Nie podlega on w żadnym wypadku polskiej jurysdykcji, abstrahując od tego, że może, co gwarantuje litewska konstytucja i prawa człowieka, publicznie prezentować swoje poglądy polityczne i nawet jak się jakiś rząd z nimi nie zgadza, to nie musi zajmować specjalnego stanowiska, by się do nich odnieść.
Aby uzmysłowić kuriozalność tego, co powiedział premier Kubilius, przyjmijmy hipotetycznie taką sytuację. Oto były premier rządu polskiego zwraca się publicznie do władz niemieckich z apelem o potępienie przez Berlin wypowiedzi obywatela RP, dajmy na to posła reprezentującego mniejszość niemiecką w Polsce, gdyż stanowisko tegoż posła jest sprzeczne z duchem jakiegoś wspólnego stanowiska rządów obu krajów wobec działań Rosji. Wielu popukałoby się w głowy. Władze w Berlinie zapewne dyplomatycznie zignorowałyby taki apel, a Internet pękałby ze śmiechu z żartów z polskiego premiera.
Postaram się jednak zachować powagę i wyjaśnić, w czym tkwi sedno wypowiedzi Andriusa Kubiliusa. Oto pan premier odkrył karty. Swą wypowiedzią wykazał, że w istocie dla niego Waldemar Tomaszewski nie jest samodzielnym politykiem litewskim tylko człowiekiem mającym jakieś niejasne powiązania z Warszawą, do której apeluje zresztą Kubilius, aby huknęła, upomniała Tomaszewskiego, bo ten powiedział coś niestosownego czy rozbieżnego z linią rządu polskiego w kwestii Ukrainy. Właściwie można by domniemywać, że ukrytym sensem jest to, iż Waldemar Tomaszewski jest w istocie wykonawcą polityki obcego państwa. A stąd już bardzo blisko do poważniejszych oskarżeń. Boję się nawet myśleć, jakich. Biorąc jednak pod uwagę ostatnie zainteresowanie Departamentu Bezpieczeństwa Litwy osobą europosła, obawiam się, że w kampanii wyborczej mogą zostać przeciw niemu użyte działa wielkiego kalibru, z których wystrzeli się amunicję insynuacji i prowokacji. Oby tak się nie stało.
Waldemar Tomaszewski jest w mojej opinii sprawnym i pracowitym politykiem. Bez wątpienia AWPL pod jego przywództwem osiągnął największe sukcesy w swej historii. Czy uda się to przekuć na realizację postulatów wyborczych? Nie wiem, ale biorąc pod uwagę histerię części polityków z opozycji wobec AWPL czy słynny już list „autorytetów” świata kultury i nauki Litwy, domagających się usunięcia z koalicji rządzącej Akcji Wyborczej Polaków, można przypuszczać, że jest coraz bliżej do osiągnięcia sukcesu, jakim byłaby realizacja przynajmniej części obietnic złożonych wyborcom."
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.