Co się zatem stało, że demokracja w naszym kraju tak nagle zardzewiała? Ano stało się. Opozycja twierdzi, że utraciła właśnie na Litwie wszelkie prawa. Poszło o zwołanie sesji nadzwyczajnej parlamentu, podczas której konserwatyści i liberałowie zamierzali zająć się skandalami korupcyjnymi trawiącymi ostatnio rząd jak wirus zika ciężarne kobiety za oceanem. Opozycja chciała mianowicie powołać komisję parlamentarną, by ta zbadała źródła trefnych dochodów Partii Pracy w latach 2004-2006. Marzyło się też opozycji, by posła PP Vytautasa Gapšysa (którego sąd w sprawie podwójnej księgowości „darbietisów" uznał za winnego) postawić w stan oskarżenia i pozbawić go mandatu parlamentarnego.
Planowało się też posłom opozycji napsuć trochę krwi również socdemom w związku z korupcyjnymi skandalami w Druskienikach. Plany zatem opozycji były duże i ambitne, co zmobilizowało jej szeregi. Zebrała 48 podpisów niezbędnych do zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, który istotnie się zebrał nieplanowo w minionym tygodniu.
Posłowie zwyczajowo na początek obrad zaintonowali „Lietuva, Tėvyne mūsų...", po czym szybko wzięli się do pracy. Wzięli się do pracy i zakończyli ją równie szybko, jak się wzięli... Już na pierwszym punkcie porządku obrad, czyli na zatwierdzaniu tegoż porządku. Rządzący mianowicie uznali, że „porządek" został przez opozycję przygotowany niejakościowo, dlatego głosowali przeciwko niemu. „Porządek" w ten sposób się rypnął i prowadzącemu obrady Sejmu wicespikerowi Algirdasowi Sysasowi nie pozostawało nic innego, jak ponownie zanucić hymn narodowy wieszcząc tym razem, że sesja nadzwyczajna została zamknięta, zanim się rozpoczęła.
Nie muszę chyba nawet mówić, że pokazanie opozycji, gdzie się zgina dziób pingwina, przez rządzących, ogromnie tę pierwszą wkurzyło. Andrius Kubilius wściekle rzucając wzrokiem na ironiczny uśmieszek Sysasa, który – trochę się namyśliwszy – nazwał „pięknym", zarzucił mu ni mniej, ni więcej, tylko łamanie Konstytucji. „Próbujecie teraz naruszyć Konstytucję (pozbawiając praw opozycję – przyp. ta.), może więc narodzić się pytanie, czy nie złamaliście przysięgi", groził rządzącym. Na groźbę nos zmarszczył poseł koalicji Petras Gražulis i odparował do adwersarza w swoim stylu: „Panie Kubilius, nie dalej jak wczoraj odmawiałeś głośno w katedrze Ojcze Nasz mówiąc „i odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Ale wy win nikomu nie odpuszczacie, chyba że sobie samym i tym, dla których jest wam korzystne", wykrzykiwał przypominając konserwatystom z kolei ich sprawki np. przy pierwszej prywatyzacji możejskiej rafinerii. Wtórował mu w bombardowaniu opozycji minister obrony narodowej Juozas Olekas: „Nie trzeba wybałuszywszy oczy oskarżać innych, trzeba najpierw swoje podwórko posprzątać", pohukiwał. Z kolei „darbietis" poseł Kęstutis Daukšys ironizował, że „opozycja nawet show nie potrafi zorganizować; biletów zamówiła 48, a na imprezę zjawiło się tylko 30". Był to przytyk inicjatorom nadzwyczajnej sesji, że sami na nią się nie stawili.
Wnerwiony Kubilius odgryzał się, że tylko w rosyjskiej Dumie spiker może powiedzieć, że parlament – to nie miejsce dla dyskusji. Na Litwie o to właśnie walczyliśmy, przekonywał Kubilius, by móc w Sejmie dyskutować. Dyskusja jednak skończyła się na wzajemnym wymachiwaniu pięściami i, jak już wspomniałem, na odśpiewaniu hymnu narodowego, podczas której czynności zresztą opozycja w większości demonstracyjnie opuściła salę obrad („nepagarba, Ponai!", przebierać podczas hymnu nogami).
Z obrad zatem wyszły jaja jak berety landsbergistów. Parlament, miejsce – wydawałoby się – poważne, wybrańcy ludu przekształcili w lunapark – wesołe miejsce rozrywki. Po incydencie rządząca koalicja zaczęła twierdzić, że sesja nadzwyczajna „is over", opozycja zaś upierać się, że ni cholery. Zamierza i dalej przychodzić na obrady do parlamentu, a nawet napisać skargę, a jakże, do Sądu Konstytucyjnego, by ten zbadał bezprecedensową sprawę łamania w naszym kraju praw opozycji przez rządzących.
Nie wiem, jak będzie nasz „niezawisły" Sąd Konstytucyjny badał, czy porządek obrad Sejmu był jakościowy czy niezupełnie, wiem za to jedno na pewno: lunapark na Litwie będzie trwał aż do jesiennych wyborów. Nie, nie śmierdzących spraw związanych z korupcją nikt z pewnością nie tknie. Smród bowiem może porazić i rządzących, i opozycję. Bezpieczniej więc będzie dla wszystkich ograniczyć się do oskarżeń werbalnych.
I wtedy, jak to zwykło się mówić, wszystko będzie trzymać się kupy, a kupa trzymać się wszystkiego...
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Polacy mają to szczęście, że ich formacja - AWPL, jest wolna od tych wszystkich brudnych, cynicznych rozgrywek. AWPL zajmuje się poważną uczciwą pracą, realizowaniem programu, szykowaniem konkretnych rozwiązań z korzyścią dla mieszkańców.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.