Będąc dzieckiem słyszałam opowieści od dziadka, który mawiał, że na naszej ulicy stała drewniana chata, która niegdyś była takim dworkiem, zajazdem – świetnym miejscem dla przejezdnych i wilnian. Tu można było się zatrzymać, odpocząć, przywiązać swe konie, smacznie zjeść, nacieszyć się przyrodą, posłuchać dobrej muzyki, ubić jakiś interes, a później pójść pomodlić się przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej i wyruszyć w dalszą podróż
A więc jak mi mawiał dziadek Wacław Antoniewicz – to jego dziadek Aleksander Antoniewicz (ur. 1835 r.- zm. 1903 r.) niegdyś został poproszony o nakrycie dachu tej chaty (dworku) żelazną blachą. Po wykonaniu zlecenia dworek z nowym zadaszeniem obrał nazwę „Żelazna chatka”. Prababcia Helena Antoniewicz z domu Tyryło pracowała na przejeździe kolejowym nieopodal, a jej mąż Ludwik Antoniewicz (ur. 1876 r. – zm. 1935 r.), syn Aleksandra, kupił ziemię obok dworku od Puszkinowej, gdzie zbudował swój drewniany dom, który nadal stoi od ponad 100 lat. Krótka historia, która kiedyś obijała mi się o uszy, w chwili obecnej nabiera znaczenia i do niej powracam. Ludzie różne rzeczy mówią, a dziadek opowiadał między innymi o tym.
Legendy legendami, ale wróćmy do faktów, a jednym z nich jest wzmianka w przewodniku po Wilnie z 1927 r. Władysława Zahorskiego, który pisze: „Żelazna Chatka w odległości 1 1 /2 wiorsty od miasta w blizkości toru kolejowego, dawniej była ulubionem miejscem spacerów wilnian. W r. 1862 tu był punkt zborny pierwszej partji powstańców wileńskich.”
Jak pisze Władysław Zahorski, „Żelazna chata, z której wyszła pierwsza partia powstańców w 1863 r.” Później, na ile wiadomo, teren, na którym stała, został sprzedany nowemu gospodarzowi. Przebudował on dwór na swoje potrzeby i tak oto stoi dom do dziś, potocznie nazywany byłym zajazdem. Ulicę, wzdłuż której pobudowano domki, nazwano Żelazną Chatką. (W centrum - zdjęcie Józefa Czechowicza (ur. 1817(?) zm. 1888) „Żelazna chata”, lata 70. XIX w.)
Za naszych czasów na zasadach wynajmu mieszkało tu kilka rodzin. Dbali o domek, natomiast kazano im się wyprowadzić do kupionych przez państwo mieszkań i teraz przed nami od dziesięciu lat stoi ruina „czyjejś własności”. Ulica, przed wojną zwana Żelazną Chatką, zmieniła swą nazwę na Geležinė (Żelazna). Nie ma tu miejskiej kanalizacji, więc deszczowa woda leje się ciurkiem po drodze. W tym roku po raz pierwszy został „sypnięty” asfalt. Ulica pomimo swojej historycznej istoty wygląda opłakanie, a budynek sypie się na oczach. (Od prawej - zdjęcie Józefa Czechowicza „Żelazna chata” od strony ogrodu).
Zapraszam na spacer ul. Żelazna Chatka, gdyż można tu przenieść się w koniec ósmego dziesiątka lat ubiegłego stulecia, zaledwie półtora kilometra od centrum stolicy Litwy.
Agata Antoniewicz
Komentarze
legendy legendami a sarkazm sarkazmem, na wpół żartem na wpół serio było "nikt" a stało się się
Mało kto wie, że przy cmentarzu na Rossie, położona wśród fantastycznych gór i wąwozów, pokrytych gęstymi krzakami leszczyny, z pośród których wznoszą się sosnowe i dębowe drzewa niegdyś nędzna wieśniacza siedziba w pewnym okresie swego istnienia XIX w. stała się Żelazną Chatką - miejscowością, która zbierała na towarzyskie majówki liczną publiczność, nawet mężowie poważni i mający zasługi na polu nauki, literatury i sztuki byli tam częstymi gośćmi. Dziś znów jest miejscem o którym mało się wie.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.