I tym razem uczniowie z Gimnazjum Św. Jana Bosko w Jałówce, Szkoły Średniej w Zujunach, ze Szkoły Podstawowej im. Mariana Zdziechowskiego w Suderwie oraz z Awiżeń w całości zapełnili sektor D tuż za jednym z koszy. Przed rozpoczęciem spotkania spiker wymienił i przywitał wszystkie placówki, które tego dnia zostały zaproszone na mecz. Siedzieliśmy w pierwszych rzędach i z tak bliska jeszcze nikomu z naszej grupy nie dowiodło się oglądać meczu koszykarskiego. Widzieliśmy każdy ruch, gest i mimikę zawodników, widzieliśmy błędy kroków, faule. I jak nam się wydawało, nieraz lepiej od sędziów.
Dopingowaliśmy koszykarzy z Wilna, którzy w pierwszej odsłonie mieli lekkie kłopoty, gdyż goście mieli drobną kilkupunktową przewagę. Głośny doping hali, w tym i naszej skromnej grupy, dodał gospodarzom skrzydeł. Nerwy zostały opanowane, straty odrobili i w ciągu następnych trzech kwart pewnie trzymali wodze w swych rękach, by ostatecznie zwyciężyć wynikiem 91:69.
Lecz w tym miejscu muszę opisać jeszcze jedno wydarzenie, które miało miejsce podczas jednej z przerw. Otóż tancerki losowo rzutem piłeczki palantowej wyłoniły dwie osoby, które podczas przerwy miały okazję wygrać nagrodę w wysokości 1000 euro, pod warunkiem, że uda im się trafić do kosza ze środka boiska.
Gdy na parkiet wyszedł 11-letni chłopak o skromnej posturze, nie dawałem mu żadnych szans. Zażartowałem, że gdyby pozwolono mu ją kopnąć, być może coś by z tego wyszło. Ale gdy malec z całych sił machnął piłką, a ta zaczęła zmierzać w kierunku kosza, zamarłem. Piłka uniosła się wysoko w górę i poszybowała dokładnie tam, dokąd była skierowana, by za chwilę wpadając do kosza spełnić najpiękniejszy sen „miotacza” i utarć nosa takim niedowiarkom jak ja. A przypomnę, że siedzieliśmy dokładnie za tym koszem, do którego był wymierzony rzut. Widzowie oszaleli z radości. Wskoczyliśmy na równe nogi, chwytaliśmy się za głowy i na stojąco oklaskiwaliśmy szczęściarza. A okazał się nim Matas Kavaliauskas, piątoklasista z Antokola. Jak sam się przyznał, zawsze z tatą wiernie kibicuje koszykarzom z Wilna i jeszcze nigdy nie opuścili żadnego meczu. Widocznie dobry Bóg za taką wierność w taki sposób mu wynagrodził, bo nie wierzę, że to miało być zwyczajne szczęście.
Lecz na tym nasze emocje nie zakończyły się. Po meczu, gdy koszykarze podziękowali kibicom i udali się do szatni, a widzowie powoli zaczęli opuszczać halę, podszedł do nas zastępca dyrektora Administracji Samorządu Rejonu Wileńskiego i powiedział, że za chwilę koszykarze wrócą i jeżeli chcemy, to z naszą grupą zrobią zdjęcie. A chcieliśmy. Jak się później okazało, nie ograniczyliśmy się tylko wspólnym zdjęciem. Po kolei prosiliśmy o zdjęcie z jednym lub drugim gwiazdorem. Najdłużej i największą uwagą cieszył się oczywiście Krzysztof Ławrynowicz. Ustawiła się kolejka, a to grupa, a to jakieś koleżanki, a to w pojedynkę. A on nikomu nie odmówił, do każdego się uśmiechał, do każdego coś powiedział. Z takiej okazji skorzystałem i ja. Byłem pełen podziwu, że mimo zmęczenia jest cierpliwy i z pokorą „niesie” tą trudną noszę. Ale taka jest dola celebrytów, nadmiar uwagi to ich codzienność.
Więc nic dziwnego, że mimo późnej godziny wracaliśmy do Awiżeń pełni dobrych wrażeń, za które raz jeszcze raz dziękujemy Robertowi Komarowskiemu.
Waldemar Szumski
Nauczyciel wychowania fizycznego Gimnazjum w Awiżeniach
http://l24.lt/pl/napisali-do-nas/item/125414-lietuvos-rytas-ma-wiernych-kibicow-w-rejonie-wilenskim#sigProGalleria67fcf26cc2