Tak więc: dwie grupy reprezentacyjne, grupy dziecięce, do których uczęszcza czterdzieścioro dzieci, trzy grupy weteranów, gdzie się spotykają w tańcu zarówno ci, którzy są w „Wilii" od pierwszego koncertu, jak też i ci, którzy stosunkowo niedawno przeszli na „ławkę zapasową". Biegają więc te siłaczki na zajęcia z tancerzami od jednej szkoły do drugiej, trzeciej... Są wdzięczne dyrekcji Gimnazjum im. Jana Pawła II, Szkołom Średnim im. Joachima Lelewela oraz im. Szymona Konarskiego, jak też Domowi Kultury Polskiej za udostępnienie sal na próby zespołu. Niemal wszystkie wieczory, a i dni wolne od pracy, poświęcają nauczaniu tańca – polskiego, narodowego, ludowego, wcale nie narzekając na trudności.
Umie stworzyć klimat komfortu
Od ponad dziesięciu lat choreografem „Wilii" jest Marzena Suchocka. Gdy sama tańczyła w zespole, poznała legendarną Zofię Gulewicz, której pomocnikiem był wówczas bezgranicznie oddany zespołowi Zygmunt Wojniłło. Umiejętności nauczania tańca Marzeny sympatycy „Wilii" poznali podczas obchodów złotego jubileuszu. To ona z wielkim rozmachem przygotowała tańczące dzieci do występu, co otworzyło nowe perspektywy dla najstarszego polskiego zespołu.
Dziś wielu małych tancerzy z tamtego okresu znalazło się w składzie grupy reprezentacyjnej, której Marzena jest kierownikiem i choreografem.
Zanim przyszła do „Wilii", przeszła szkołę tańca w „Wilence", która powstała w Wileńskiej Szkole Średniej nr 19 ( dziś im. Władysława Syrokomli). W szkolnym zespole odtańczyła dziesięć lat, poczynając od klasy pierwszej i nastał czas, kiedy mama powiedziała: „już dojrzałaś do dorosłego zespołu". A że dziewczynka wyróżniała się zdolnościami choreograficznymi, więc prosta droga prowadziła ją do „Wilii".
–To była dla mnie ogromna radość, że należę do tego znanego zespołu. Poprzednio miałam okazję niejednokrotnie podziwiać jego występy. Gdy przypominam tamte czasy, to koncerty „Wilii" w naszym domu, a i w domach większości Polaków, były świętem – wspomina Marzena.
Zygmunt Wojniłło od podstaw pracował z nowym narybkiem, który przybywał z „Wilenki", „Świtezianki". Sam był wychowany na najlepszych wzorach tańca narodowego. Pani Zofia zawsze była obok, a jej uwagi były wyjątkowo trafne, a jednocześnie delikatne i życzliwe. Czuwała nad każdym, poprawiała postawę przy drążku, a sama, mimo już poważnego wieku, zawsze miała postawę tancerki.
– Miałam szczęście, gdyż bardzo szybko zostałam „wypuszczona" na scenę. Sytuacja była nieco nietypowa, bo występowałam na scenie i jednocześnie szlifowałam kunszt w grupie młodszej – cieszy się obecna choreograf zespołu.
Był to okres, kiedy do „Wilii" przyszły obie siostry Grydź, które po pewnym czasie stworzyły znakomity zespół dziecięcy „Sto Uśmiechów". Byli inni utalentowani tancerze, jak: Beata i Ewa Gulbinowiczówny, Paweł Gajewski, Krzysztof Ślidzewski, Daniel Baranowski. Było to już czwarte pokolenie tancerzy „Wilii".
Gdy Zygmunt Wojniłło wyjechał do Polski (ukończył tam studia medyczne), choreografem została Helena Rotkiewicz, która to właśnie Marzenie zaproponowała naukę instruktora choreografii w Studium Polskiego Tańca Narodowego w Lublinie.
– Zdecydowałam się pojechać, była to wtedy jedyna tego rodzaju instytucja. Potem powstało podobne studium w Rzeszowie i niemało wiliowców je ukończyło. Pracowali tam najlepsi specjaliści tańców regionalnych Polski. Zdobywałam wiedzę, nie zastanawiając się nad tym, że kiedykolwiek mi się przyda, jako choreografowi. Teraz tę naukę bardzo sobie cenię, bez tego studium nie podjęłabym się pracy choreografa tak renomowanego zespołu, jakim jest „Wilia" – opowiada Marzena Suchocka.
Należy ona do tych ludzi, których bez przesady można nazwać perfekcjonistami. W szkole uczyła się na celująco i to ze wszystkich przedmiotów. Ukończyła szkołę z wyróżnieniem. Mogła dostać się na studia do Polski, lecz wstąpiła na Uniwersytet Wileński. Jednakowo ją pociągały humanistyka i medycyna. A jednak wybrała wydział ekonomiczny. Po ukończeniu studiów i obronie magisterki bardzo chciała pracować w gronie Polaków. Taka okazja się nadarzyła. W tamtym czasie działał w Wilnie Kredyt-Bank, gdzie rozpoczęła swoją pierwszą pracę. Bank polski po kilku latach wycofał się z Litwy, lecz Marzena nie wycofała się z bankowości – w tej dziedzinie nadal pracuje.
Jak powstaje taniec, gdy się uwzględni, że np. krakowiak czy mazur czy też polonez mają tak wiele odmian? Marzena ma swój punkt widzenia na tę sprawę.
– „Wilia" ma bardzo bogaty i różnorodny repertuar, który w ciągu 60 lat działalności stworzyli poprzedni kierownicy czy zapraszani przez nich choreografowie z Polski, więc staramy się go zachować, ucząc kolejne pokolenia, ale oczywiście tworzę też własne układy. Taka potrzeba wynika ze względu na grupy dziecięce, trzeba było opracować układy pasujące do wieku i umiejętności tancerzy, jak również na potrzeby jubileuszy czy festiwali. Wszystkie one są wynikiem wyłącznie moich wiadomości i fantazji – stwierdza Marzena Suchocka.
30 uroczych dziewcząt i postawnych chłopaków stanowi podstawową grupę taneczną – reprezentacyjną. Jest to młodzież od 15 do 27 lat. Niektórzy tancerze tańczą w zespole 10 lat. Ich życiorys sceniczny rozpoczął się od przygotowań do galowego koncertu z okazji 50-lecia zespołu, spora grupka została do dziś.
– Jesteśmy jedną rodziną. Wielu tancerzy w tych roztańczonych latach zdała maturę, prawie wszyscy wstąpili na wyższe uczelnie – opowiada pani Marzena.
Na Uniwersytecie Wileńskim studiuje psychologię Ewa Jurgielewicz, politykę społeczną obrała Joanna Pietkiewicz, Aleksander Sudujko wybrał odontologię, a jednocześnie jest sportowym komentatorem w Radiu Znad Wilii. Adam Stankiewicz, Paulina Zakrewska, Wiesław Łapin, Tomasz Chszczanowicz, Robert Skrobotowas – też studiują w chlubnej Alma Mater Vilnensis. Na Uniwersytecie Technicznym im. Gediminasa studiuje mechanikę Mirosław Marszewski, architekturę – Ewelina Brasel, Jakub Kutysz wybrał multimedia i grafikę komputerową, Agata Zubok – to przyszła ekonomistka inżynieryjna, Beata Gajduk studiuje polonistykę na Uniwersytecie Edukologicznym. Na prestiżowej na Litwie uczelni – ISM – studia zdobywa Marta Sokołowska, a Oskar Wygonowski wybrał drogę artystyczną – jest studentem Akademii Teatru i Muzyki. Wielu zdało w tym roku maturę, wielu też ma jeszcze inne zainteresowania – czy to szkoły muzyczne, sekcje sportowe, kółka plastyczne, harcerstwo, działalność w polskich organizacjach społecznych, jak ZPL, Polska Młodzież Patriotyczna i in.
– Nie da się robić dobrze tego, czego się nie lubi, czy przez lata być tam, gdzie nie czujesz się komfortowo. Tancerze nasi kochają taniec – mówi pani Marzena. – Wielu chce kontynuować tradycje rodzinne. Należą się więc szczególne słowa podziękowania rodzicom zespolaków, którzy wychowali w swoich dzieciach prawdziwy patriotyzm, miłość do tradycji.
Nie zawieść zaufania poprzednich pokoleń
Obie córki Anny Gulbinowicz – jednej z najbardziej lubianych i znakomitych polonistek wileńskich – od wielu lat z tańcem polskim się nie rozstają. Gdy były uczennicami Wileńskiej Szkoły Średniej im. Sz. Konarskiego należały do „Świtezianki", później zaciągnęły się do „Wilii", której poświęciły dziesięciolecia, a z biegiem czasu stały się zawodowymi choreografami.
Beata Gulbinowicz-Bużyńska i Ewa Gulbinowicz-Abariune pochodzą z takiego domu, gdzie nie samym chlebem się żyje. Anna Gulbinowicz, nauczycielka, którą uczniowie wspominają jako polonistkę o ogromnej wiedzy i jako człowieka o niezwykłej wrażliwości ducha, za dawnych lat była aktorką Polskiego Teatru, gdy jego kierownikiem była Janina Strużanowska. Kiedy córki dorastały, mama popierała ich zapał do tańczenia, do recytowania wierszy podczas różnych uroczystości szkolnych.
Beata jest dziś choreografem dziecięcej grupy w zespole „Wilia", Ewa również pracuje jako choreograf w Wileńskiej Szkole Średniej im. J. Lelewela, w której faktycznie przed 60 laty zespół się narodził oraz w gimnazjum w podwileńskich Pogirach.
W roku 1987 do „Wilii" przyszło wiele dziewcząt ze „Świtezianki", gdzie klimat wiliowy i pracowitość Zofii Gulewicz przeniosła tancerka Krystyna Bogdanowicz z d. Kusz. Przyszły więc wtedy do „Wilii" osoby, dziś znane w gronie artystów polskich zespołów, jak Jolanta Nowicka, Teresa Andruszkiewicz, a także Beata, która już poprzednio przeszła szkołę tańca w dziecięcym zespole tanecznym „Ugnelė". Pasjonowały ją też zajęcia w gimnastyce artystycznej.
Po mniej więcej półtorej roku ciężkiej pracy przy nieodzownym drążku i nauce tańca, pani Zofia pozwoliła Beacie wyjść na scenę. Był to okres, kiedy Zofia Gulewicz była już raczej doradcą, ale wielce autorytatywnym, natomiast cały ciężar „czarnej roboty" spoczywał na Danucie Mieczkowskiej, która poświęcała się zespołowi z ogromnym oddaniem.
Życie dyktowało jednak swoje rozwiązanie. Beata, jako laureat Olimpiady Języka Polskiego, została studentką polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Ale i tutaj z tańcem się nie rozstała: tańczyła w uniwersyteckim Zespole Pieśni i Tańca „Warszawianka", brała udział w turniejach tanecznych i nabierała wprawy choreografa.
Przez kilka lat współpracowała z Polskim Towarzystwem Etnochoreologicznym, a jej praca magisterska na Uniwersytecie Warszawskim dotyczyła historii tańca: „Fenomen tanga w kulturze Warszawy międzywojennej ". Taniec więc stał się bardziej zawodem niż hobby.
Z „Wilią" się nie rozstała, gdy po studiach wróciła do Wilna. Czasem tańczyła w parze z Jurkiem Bużyńskim. Stanowią dziś parę małżeńską. Koncert na złoty jubileusz był jej ostatnim występem jako tancerki. Wtedy też zobaczyła, z jakim entuzjazmem występowały tańczące dzieci, które uczyła Marzena Suchocka. Po raz pierwszy „Wilia" przygotowała do występu nowy narybek. I każdy rozumiał, że to ważna sprawa.
Gdy przed trzema laty Renata Brasel i Marzena Suchocka zaprosiły ją do pracy choreografa, z chęcią wzięła się do roboty. Obecnie aż czterdzieścioro dzieci uczęszcza do najmłodszej grupy „Wilii". Już repertuar jest stworzony, występy dzieci cieszą się wielkim powodzeniem. Mimo trudów z brakiem stałego pomieszczeniem na próby, dzieci najczęściej z rodzicami, chętnie tu przychodzą.
– Rozumiem doskonale, że ci mali tancerze wynieśli ze swych domów miłość do zespołu, gdyż większość z nich są dziećmi czy wnukami dawnych wiliowców. Dlatego też nie możemy zawieść zaufania tamtego pokolenia – uważa pani Beata.
W podwileńskich Mickunach Beata Bużyńska również przekazuje młodzieży arkany sztuki tańca w miejscowym gimnazjum oraz kieruje zespołem tanecznym „Iskry" przy Wspólnocie Młodzieżowej w Mickunach.
Pasja to czy zawód? A może po prostu szczęśliwy przypadek, kiedy życie stwarza człowiekowi możliwość wykonywania pasjonującego zawodu...
Krystyna Adamowicz
"Rota"
Komentarze
tylko sprawy partyjne was interesują?
Wilia Wilia Wilia - to nasz skarb najwiekszy. A Marzence i Beacie ukłon niski, z przyklękiem na kolano.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.