Muniek Staszczyk: Zawsze chciałem zagrać w Wilnie

2013-11-26, 10:49
Oceń ten artykuł
(15 głosów)

Z jedynym koncertem w Wilnie wystąpił legendarny polski zespół „T.Love". Wileńska publiczność nareszcie mogła na żywo usłyszeć „Kinga", „Stokrotkę", „Jazdę" i wiele innych przebojów tej formacji, znanych i lubianych, nuconych przez kolejne już pokolenia mieszkańców Wileńszczyzny. Lider zespołu Zygmunt Staszczyk chętnie udzielił wywiadu naszemu portalowi.

- Wilno jest pierwszym miastem, w którym zespół T.Love występuje po dłuższej przerwie. Jak to się stało, że gród nad Wilią znalazł się na Waszej trasie koncertowej?

- To bardzo ważne miasto w historii Polski. Właściwie od 30 lat marzyłem o tym, żeby tu zagrać. Jestem bardzo szczęśliwy, że wreszcie się udało. Lepiej późno niż wcale. Wilno - to również ważne miejsce dla mnie, tak samo jak Lwów, gdzie wystąpimy chyba w przyszłym roku.
Tak się ostatnio składa, że więcej gramy dla Polaków na Zachodzie, niż Wschodzie. Prosiłem więc swój management, żebyśmy w końcu zagrali na Litwie, bo graliśmy tylko na Białorusi. Dawno temu, w czasach ZSRR, również na Ukrainie. A przecież to miejsca bliskie sercu każdego Polaka, więc chciałem zagrać w Wilnie: dla publiczności polskiej i litewskiej. Sala nie ma znaczenia. Nie jesteśmy zespołem stadionowym jak U2. Gramy w klubach: większych lub mniejszych.
W Wilnie jestem już po raz trzeci. Byłem też na wakacjach na Mierzei Kurońskiej. W lutym tego roku byłem w Kownie, bardzo ciekawe miasto, trochę inne niż Wilno. A w Wilnie bardzo dobrze się czuję. Lubię to miasto. Ludzie mają fajny akcent. Myślę, że przed wojną było tutaj super.

- T.Love na polskiej scenie muzycznej jest 31 lat. Wasze piosenki nuci już kilka pokoleń.

- Nasi fani to wielki skarb. Najpierw się staje zespołem undergroundowym, potem bardzo popularnym, potem nagle mówią do ciebie „legenda". Sam się zastanawiam - dlaczego. Pewnie czas pracuje na naszą korzyść (śmiech). Ale, wiadomo, żeśmy nie leniuchowali: nagrywaliśmy płyty, pracowaliśmy ciężko.

- I nie próbowali za wszelką cenę pozostać młodymi zbuntowanymi?

- Zaczynałem grać, jak miałem 18 lat, a mam już 50. Trudno, żebym był tym samym gościem co kiedyś. To by było nawet chore. Z nikim się nie umawiałem na jakiś styl grania. T.Love ma bardzo różną publiczność. Na nasze koncerty przychodzą dzieci z liceum, ludzie z korporacji, faceci w dredach, hiphopowcy, studenci. T.Love jest takim zespołem, który troszkę puszcza oko, mówi o poważnych sprawach, ale nie jest to najważniejsza rzecz w moim życiu. Bardzo ważna, ale mam jeszcze prywatne życie, rodzinę, zainteresowania, podróże, książki. Bardzo kocham T.Love, ale w nim się nie zatracam. Może kiedyś bardziej w to wszystko wchodziłem głębiej.

Zespoły się zmieniają. Mają na to prawo. A ludzie zawsze wspominają. Jedni mówią: „To stare było fajne, a teraz to są [do kitu - red.]. Ci się sprzedali, a kiedyś byli fajni". Drudzy: „Nie, kiedyś byli beznadziejni, a dzisiaj są fajni". Gdybym się przejmował recenzjami, komentarzami, to bym zwariował. Robię swoje. To idzie w ludzi i oni bardzo różnie odbierają nasze piosenki. Dla wielu jesteśmy ważnym zespołem. Nie dla wszystkich, oczywiście. Nie chcę być zespołem masowym. W życiu bym nie chciał grać na stadionach, bo nie miałbym prywatności.

- Gracie wszędzie: w kościele, domach dziecka, więzieniach, na... zakup sztucznej nerki, dla narkomanów...

- Jak można pomóc, to czemu nie? Ale nie jestem Jezusem Chrystusem – był tylko jeden. Nie jestem w stanie pomóc wszystkim. Zarabiamy pieniądze na czymś innym. Na koncertach, tantiemach. Koncerty w więzieniach, domach dziecka - to inne doświadczenie. Np. w więzieniu pod Bydgoszczą, w Koronowie, grywamy regularnie, w zasadzie co roku przed gwiazdką, jak mamy trasę koncertową w tej okolicy. I nikt mi nie zadawał takich poważnych pytań, jak ci więźniowie. Normalne mocne filozoficzne pytania. Fajnie zagrać dla kogoś, kto jest po drugiej stronie barykady: osoby na wózku inwalidzkim, w więzieniu czy w domu dziecka. Nie lubię takich akcji „gramy dla papieża", „gramy dla powodzian", bo to jest jakieś show. Jak trzeba komuś pomóc, to raczej sam płacę w kasie na poczcie - jak obywatel Polski.

- Jest Pan z wykształcenia polonistą. Muzyka jednak tak wciągnęła, że o pracy w szkole nigdy chyba Pan nie myślał?

- Tak, jestem polonistą z wykształcenia. Nie wiem, czy byłbym dobrym nauczycielem. Chyba nie najlepszym – z całym szacunkiem do zawodu nauczyciela. Mógłbym być też dziennikarzem muzycznym – rozmawiać z muzykami, ponieważ znam historię muzyki rockowej, której słucham od dziecka. To są dwa zawody, które, sądzę, mógłbym wykonywać. Ale dużo przyjemniej jest robić to, co robię, czyli być twarzą zespołu, który jest w Polsce znany, bardzo lubiany i przez wiele pokoleń słuchany. Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał. Myślałem, że to potrwa pięć lat, może dziesięć. Nie myślałem, że będę 31 lat grał muzykę rockandrollową z zespołem T.Love. Tak to wrasta w życie, że potem ciężko z tego wyjść. Pewnego rodzaju przyjemne uzależnienie.

- T.Love ma na swym koncie kilkanaście albumów. Pierwszy - „Miejscowi Live" - ukazał się w roku 1988, ostatni - „Old is Gold" – w 2012 roku. Płyty powstają, gdy chcecie coś powiedzieć?

- Na pewno nie będę grał tylko po to, by odcinać kupon od popularności, grać tylko przeboje. Chyba że mnie bieda przyciśnie, bo tylko to potrafię robić. Ale wydaje mi się, że muzyk, jak i każdy artysta, powinien mówić ludziom, że żyje poprzez płyty, które wydaje. Myślę, że jeszcze nie powiedzieliśmy wszystkiego. Jestem odpowiedzialny za teksty w T.Love. W tym roku nie napisałem na razie żadnego. Żyłem innymi rzeczami, np. podróżami. Gram w Wilnie koncert z T.Love po dłuższej przerwie od grudnia zeszłego roku. Nie wiem, jak nam pójdzie. Mam nadzieję, że dobrze. Na razie gramy cztery koncerty z okazji mojej 50-tki w Wilnie, Krakowie, Warszawie i Londynie. Wracamy po urlopie. O nowej płycie będziemy myśleć później. Jest plan nagrania płyty akustycznej. Na pewno wydamy płytę, a może i niejedną.

- W ciągu ostatniego roku zwiedził Pan kawał świata...

- Byłem tylko na kilku wycieczkach. Podróże są bardzo modne. Na południu Stanów Zjednoczonych chciałem poznać źródło muzyki bluesowej w Missisipi, Tennessee, Nowym Orleanie. Wielokrotnie graliśmy w Stanach, głównie w miastach Nowy Jork, Chicago, ale nigdy nie było czasu na podróże. Z moim kumplem, który mieszka w Ameryce, Polakiem, wypożyczyliśmy samochód i trochę pojeździli. Byłem też w Afryce i jeszcze kilku miejscach, ale to nie są jakieś wyjątkowe podróże. Akurat miałem czas, może trochę za dużo tych podróży wziąłem na kark. Mniej byłem w domu obecny. Natomiast na pewno to jakoś zaprocentuje. Zawsze w czaszce zostają jakieś przeżycia, z których potem powstają teksty...

- W wywiadach z Panem ostatnio często przewija się temat wiary...

- Nigdy nie byłem niewierzącym, ale dewotem też nie. Pochodzę z Częstochowy, a to takie święte miasto. Chodziłem z babcią na Jasną Górę. Tak to zostało.
Poznałem różne aspekty życia. Dzisiaj jestem trochę bliżej tych tematów. Ale czy lepszy? Myślę, że trochę zmieniłem się na plus, ale nikt nie jest idealny. Po prostu wierzący jestem - i tyle. Dlaczego mam się tego wstydzić?! W Polsce dzisiaj tak się zrobiło, że katolicyzm - to ciemnota, prymitywizm. Tak nie uważam. Ale nikogo nie nawracam. Mam kupli ateistów, gejów, lesbijki. Znam różnych ludzi. Jestem otwarty na człowieka i na tym, wydaje mi się, polega chrześcijaństwo. Udzieliłem raz wywiadu na ten temat. Potem w tabloidach śmiali się ze mnie, że muzyk rockowy jest różańcem. Zmanipulowali tytuł. Nie stałem się świętym, wierzę w Boga i tyle. Nie gram rocka chrześcijańskiego, nie śpiewam psalmów biblijnych, które zresztą nawet nieźle znam, ale nie ośmieliłbym się ich śpiewać.

- Oznajmił Pan, że ma coraz większy dystans do mediów.

- Niby wolę milczeć, ale i tak ciągle gadam. Menedżerka mi tak ustawia kalendarz, że mam dużo wywiadów. Można się cieszyć, że media są nami zainteresowane. Z wiekiem natomiast zaczynam cenić milczenie. Media w Polsce, jak i w całej Europie, na Litwie pewnie też, schamiały, stały się tabloidowe, prymitywne, pistoletowe, sperma, krew i sensacja. Po prostu trudno poważnie pogadać. Albo jesteś uwikłany w jakieś sytuacje. Często cię szufladkują: musisz być albo chłopcem prawicy, albo chłopcem lewicy, chłopcem kościoła... Mnie to irytuje, więc mam dystans do mediów, bo już kilkakrotnie wrobiły mnie w konia, zmanipulowały moje wypowiedzi. Sprzedaż prasy papierowej spada, więc oni walczą o sprzedaż sensacji. Muszą mieć tytuły westernowe, a mnie strzelanie nie interesuje. Po prostu jestem człowiekiem, a to może być nudne, więc trzeba to jakoś upakować, by było „wow".

- Muniek – to takie imię sceniczne czy bliscy też się tak do Pana zwracają?

- To nie jest ksywka wymyślona na potrzeby artystyczne. To imię wymyślił w szkole mój nauczyciel od muzyki. Pytał każdego ucznia, jakiej muzyki słucha, czym się interesuje. Przedstawiłem się, że jestem Zygmunt, mam 15 lat, lubię muzykę rockową. On na to: „Zygmunt? To na ciebie mówią Muniek wszyscy w domu". Nikt tak na mnie nie mówił. Ale następnego dnia już mój kolega zwrócił się do mnie: „Muniek, masz kanapkę?"
Bliscy ludzie mówią do mnie Zygmunt. Muniek - to imię bardziej sceniczne. Teraz, jak mam 50 lat, to mogę być panem Zygmuntem, a jak małe dziecko jest Zygmuntem, to dziwne, nie? To mój tata nazwał mnie tak w cześć dziadka. Na drugie imię mam Marek, też dziwne. Ale Zygmunta już polubiłem. I nawet lubię, jak do mnie tak mówią.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Iwona Klimaszewska

 

Komentarze   

 
#3 anatol 2013-11-30 00:20
koncert był super. wywiad też
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#2 Tak 2013-11-26 15:42
tak, ja też. Ciekawy wywiad
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#1 vega 2013-11-26 15:30
dzięki za wywiad :) z przyjemnością przeczytałem.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 

Dodaj komentarz

radiowilnowhite

EWANGELIA NA CO DZIEŃ

  • 29 marca 2024 

    Wielki Piątek

    J 18, 1-19, 42

    Słowa Ewangelii według świętego Jana

    Jezus udał się z uczniami za potok Cedron, do znajdującego się tam ogrodu. I wszedł do niego On i Jego uczniowie. Judasz, Jego zdrajca, też znał to miejsce, gdyż Jezus często spotykał się tam ze swymi uczniami. Judasz więc przybył tam wraz z oddziałem żołnierzy oraz służącymi wyższych kapłanów i faryzeuszów, zaopatrzonymi w pochodnie, lampy i broń. Ponieważ Jezus wiedział o wszystkim, co Go spotka, wyszedł im naprzeciw i zapytał: „Kogo szukacie?”. Odpowiedzieli Mu: „Jezusa z Nazaretu”. Wtedy On powiedział: „Ja jestem”. A wśród nich znajdował się Judasz, Jego zdrajca. Kiedy zaś usłyszeli: „Ja jestem”, cofnęli się i upadli na ziemię. Zapytał ich więc powtórnie: „Kogo szukacie?”. A oni zawołali: „Jezusa z Nazaretu”. Wówczas Jezus im rzekł: „Powiedziałem wam, że Ja jestem. Skoro więc Mnie szukacie, pozwólcie im odejść”. Tak miały się spełnić słowa, które wypowiedział: „Nie utraciłem nikogo z tych, których Mi powierzyłeś”. Wtedy Szymon Piotr, który nosił miecz, wydobył go i uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Sługa zaś nazywał się Malchos. Jezus zwrócił się do Piotra: „Schowaj miecz do pochwy! Czy nie mam wypić kielicha, który podał Mi Ojciec?”. Żołnierze więc ze swym dowódcą oraz słudzy żydowscy pochwycili Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza, teścia Kajfasza, który sprawował w owym roku urząd najwyższego kapłana. To właśnie Kajfasz poradził Żydom: „Lepiej przecież, aby jeden człowiek umarł za naród”. Tymczasem za Jezusem podążał Szymon Piotr oraz jeszcze inny uczeń. Uczeń ten był znany najwyższemu kapłanowi, dlatego wszedł z Jezusem aż na dziedziniec pałacu najwyższego kapłana. Piotr natomiast pozostał na zewnątrz przy bramie. Ten inny uczeń, znany najwyższemu kapłanowi, wrócił jednak, porozmawiał z odźwierną i wprowadził Piotra do środka. A służąca odźwierna zapytała Piotra: „Czy i ty jesteś jednym z uczniów tego człowieka?”. On odpowiedział: „Nie jestem”. A wokół rozpalonego na dziedzińcu ogniska stali słudzy oraz podwładni najwyższego kapłana i grzali się, bo było chłodno. Także Piotr stanął wśród nich i grzał się. Najwyższy kapłan postawił Jezusowi pytanie o Jego uczniów oraz o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: „Ja otwarcie przemawiałem do ludzi. Zawsze nauczałem w synagodze i świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Niczego nie powiedziałem w ukryciu. Dlaczego więc Mnie wypytujesz? Zapytaj tych, którzy Mnie słuchali, o czym ich uczyłem; oni wiedzą, co im powiedziałem”. Po tych słowach jeden ze stojących tam sług wymierzył Jezusowi policzek, mówiąc: „W taki sposób odpowiadasz najwyższemu kapłanowi?”. Jezus mu odrzekł: „Jeśli źle coś powiedziałem, to udowodnij, co było złe, a jeśli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?”. Następnie Annasz odesłał związanego Jezusa do najwyższego kapłana Kajfasza. Tymczasem Piotr stał na dziedzińcu i grzał się. Wtem zapytano go: „Czy i ty jesteś jednym z Jego uczniów?”. A on zaprzeczył, stwierdzając: „Nie jestem”. Jeden ze sług najwyższego kapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął ucho, zwrócił się do niego: „Czyż nie widziałem cię razem z Nim w ogrodzie?”. Piotr jednak znowu zaprzeczył i zaraz kogut zapiał. Wczesnym rankiem przeprowadzono Jezusa od Kajfasza do pretorium. Oskarżyciele nie weszli jednak do pretorium, aby się nie skalać i móc spożyć wieczerzę paschalną. Dlatego też Piłat wyszedł do nich i zapytał: „Jakie oskarżenie wnosicie przeciwko temu człowiekowi?”. Oni odpowiedzieli: „Nie wydalibyśmy Go tobie, gdyby On nie był złoczyńcą”. Piłat im odparł: „Zabierzcie Go sobie i osądźcie zgodnie z waszym prawem”. Wówczas Żydzi rzekli: „Nam nie wolno nikogo zabić”. Tak miała wypełnić się zapowiedź Jezusa, w której zaznaczył, jaką poniesie śmierć. Piłat więc znowu wrócił do pretorium, przywołał Jezusa i zapytał Go: „Czy Ty jesteś królem Żydów?”. Jezus rzekł: „Mówisz to od siebie, czy też inni powiedzieli ci to o Mnie?”. Wówczas Piłat powiedział: „Czyż ja jestem Żydem? To Twój naród i wyżsi kapłani wydali mi Ciebie. Co zrobiłeś?”. Jezus odpowiedział: „Moje królestwo nie jest z tego świata. Gdyby moje królestwo było z tego świata, moi podwładni walczyliby, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś moje królestwo nie jest stąd”. Wówczas Piłat rzekł Mu: „A więc jesteś królem”. Jezus odparł: „To ty mówisz, że jestem królem. Ja urodziłem się i przyszedłem na świat po to, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, jest mi posłuszny”. Wtedy Piłat rzekł do Niego: „A cóż to jest prawda?”. I gdy to powiedział, znowu wyszedł do Żydów, stwierdzając wobec nich: „Ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jest zaś u was zwyczaj, że uwalniam wam kogoś na święto Paschy. Chcecie więc, abym wam wypuścił na wolność króla Żydów?”. Ponownie zaczęli wołać: „Nie Jego, ale Barabasza!”. A Barabasz był przestępcą. Wówczas Piłat zabrał Jezusa i kazał ubiczować. A żołnierze spletli koronę z cierni i włożyli na Jego głowę. Narzucili Mu purpurowy płaszcz, podchodzili do Niego i mówili: „Bądź pozdrowiony, królu Żydów”. Bili Go też po twarzy. Piłat zaś znowu wyszedł na zewnątrz i oznajmił im: „Oto wyprowadzam Go do was, abyście wiedzieli, że nie znajduję w Nim żadnej winy”. I Jezus wyszedł na zewnątrz w cierniowej koronie i purpurowym płaszczu. Wtedy Piłat powiedział do nich: „Oto człowiek!”. Gdy wyżsi kapłani i słudzy zobaczyli Go, zaczęli krzyczeć: „Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!”. Piłat im odparł: „Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ponieważ ja nie znajduję w Nim żadnej winy”. Żydzi mu odpowiedzieli: „My posiadamy Prawo i zgodnie z Prawem powinien umrzeć, gdyż uznał się za Syna Bożego”. Gdy Piłat usłyszał ten zarzut, bardzo się przestraszył. Wrócił ponownie do pretorium i zapytał Jezusa: „Skąd pochodzisz?”. Lecz Jezus nie dał mu żadnej odpowiedzi. Wtedy Piłat rzekł do Niego: „Nie chcesz ze mną rozmawiać? Czy nie wiesz, że mam władzę Cię uwolnić i mam władzę Cię ukrzyżować?”. Jezus mu odpowiedział: „Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdybyś nie otrzymał jej z góry. Stąd większy grzech popełnił ten, kto wydał Mnie tobie”. Od tej chwili Piłat usiłował Go uwolnić, lecz Żydzi zaczęli głośno wołać: „Jeśli Go wypuścisz, przestaniesz być przyjacielem cesarza. Kto bowiem uznaje siebie za króla, przeciwstawia się cesarzowi”. Kiedy Piłat usłyszał te słowa, polecił wyprowadzić Jezusa na zewnątrz i posadzić na ławie sędziowskiej, znajdującej się na miejscu zwanym Lithostrotos, a w języku hebrajskim Gabbata. Był to zaś dzień przygotowania Paschy, około godziny szóstej. Następnie Piłat rzekł do Żydów: „Oto wasz król!”. Ci natomiast zakrzyknęli: „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!”. Piłat więc ich zapytał: „Waszego króla mam ukrzyżować?”. Wyżsi kapłani odpowiedzieli: „Nie mamy króla oprócz cesarza”. Wtedy Piłat wydał Go im na ukrzyżowanie. Oni zaś zabrali Jezusa. A Jezus, dźwigając krzyż dla siebie, przyszedł na tak zwane Miejsce Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a wraz z Nim – z jednej i drugiej strony – jeszcze dwóch innych; Jezusa zaś w środku. Piłat kazał też sporządzić i umieścić na krzyżu tytuł kary, a było napisane: „Jezus Nazarejczyk, król Żydów”. Wielu Żydów czytało ten napis, ponieważ miejsce ukrzyżowania Jezusa znajdowało się blisko miasta i był on sporządzony w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Wyżsi kapłani żydowscy mówili więc Piłatowi: „Nie pisz «król Żydów», lecz: «To On powiedział: Jestem królem Żydów»”. Piłat jednak odparł: „To, co napisałem, napisałem”. Żołnierze po ukrzyżowaniu Jezusa zabrali Jego tunikę i płaszcz, który podzielili na cztery części – dla każdego żołnierza po jednej. Tunika nie była szyta, lecz z góry na dół cała tkana. Dlatego też postanowili wspólnie: „Nie rozrywajmy jej, lecz losujmy, do kogo ma należeć”. Tak miało wypełnić się Pismo: „Podzielili między siebie moje ubrania i o moją szatę rzucili los”. To właśnie uczynili żołnierze. Przy krzyżu Jezusa stała zaś Jego Matka, siostra Jego Matki, Maria, żona Kleofasa oraz Maria Magdalena. Gdy Jezus zobaczył Matkę i stojącego obok ucznia, którego miłował, zwrócił się do Matki: „Kobieto, oto Twój syn”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto twoja Matka”. I od tej godziny uczeń przyjął Ją do siebie. Potem Jezus, wiedząc, że już wszystko się dokonało, aby wypełniło się Pismo, rzekł: „Pragnę”. A znajdowało się tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę nasączoną octem i podano Mu do ust. Kiedy Jezus skosztował octu, powiedział: „Wykonało się”; po czym skłonił głowę i oddał ducha. Ponieważ był to dzień przygotowania Paschy, i aby ciała nie wisiały na krzyżach w szabat – był to bowiem uroczysty dzień szabatu – Żydzi poprosili Piłata o połamanie nóg skazańcom i usunięcie ich. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie pierwszemu, a potem drugiemu, którzy byli z Nim ukrzyżowani. Gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że On już nie żyje, nie połamali Mu goleni, natomiast jeden z żołnierzy włócznią przebił Jego bok, z którego zaraz wypłynęła krew i woda. O tym daje świadectwo ten, który to widział, a jego świadectwo jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy uwierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: „Nie będziecie łamać jego kości”. Pismo mówi też w innym miejscu: „Będą patrzeć na Tego, którego przebili”. Po tym wszystkim Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. Gdy Piłat wyraził zgodę, przyszedł i wziął Jego ciało. Przybył także Nikodem, który po raz pierwszy zjawił się u Jezusa nocą. On przyniósł około stu funtów mirry zmieszanej z aloesem. Zabrali oni ciało Jezusa i zgodnie z żydowskim zwyczajem grzebania owinęli je w płótna wraz z wonnościami. W miejscu ukrzyżowania znajdował się ogród, w ogrodzie zaś nowy grobowiec, w którym jeszcze nikt nie był pochowany. Tam więc, ponieważ grobowiec był blisko, złożono ciało Jezusa ze względu na żydowski dzień przygotowania.

    Czytaj dalej...
 

 

Miejsce na Twoją reklamę
300x250px
Lietuva 24Litwa 24Литва 24Lithuania 24