Tradycyjnie akcentem podsumowującym, trwającej dwa tygodnie letniej przygody ze sztuką, było otwarcie wystawy prac twórczych oraz nagrodzenie najbardziej kreatywnych młodych plastyków. Po raz pierwszy dziesięciu najpilniejszych i najbardziej wytrwałych artystów z Glinciszek i okolic za uczestnictwo w obozie otrzymało dyplomy. Zaś tzw. czerwonymi dyplomami uhonorowano Loretę Filipowicz i Ingridę Janunaityte, najstarsze i najwierniejsze uczestniczki warsztatów twórczych.
Przyroda dostarczyła tematów
Goście wernisażu w pałacu Jeleńskich, m.in., zastępca starosty gminy podbrzeskiej Wojciech Drozd, dyrektor szkoły-przedszkola w Glinciszkach Waleria Jaglińska, rodzice młodocianych twórców, ich przyjaciele i koledzy ze szkolnej ławy, mogli naocznie przekonać się, jak intensywna była praca w ciągu tych ostatnich tygodni. Szczęśliwym trafem na wernisaż załapała się także grupa turystów z Gdańska, która w tym dniu zwiedzała dawną posiadłość rodu Jeleńskich.
Fantazyjne stworki, ptaki, miseczki z dziobkami i ogonkami, nietypowej formy wazy... – to zaledwie ułamek dorobku, który można było podziwiać na wystawie.
Według Margaryty Czekolis, właśnie zwierzęta, świat autentycznej żywej natury był podstawowym tematem tegorocznego „Lata z gliną...". A ponieważ młodzi, na co dzień mający styczność z przyrodą, kochają zwierzęta, lepienie z gliny, także wykonywanie robótek ręcznych stosując również inne techniki – np. wyplatanie ze słomy, quilling (papieroplastyka), rysowanie – nie sprawiało im większych trudności. Uczestnicy warsztatów przechodzą cały proces tworzenia przedmiotów z gliny – od ich przygotowania, rozmaitych technik wyrabiania, aż po wypalanie w piecu.
– Kocham wszystko, co żywe i marzę o tym, żeby kiedyś zostać weterynarzem – trzymając w rękach ceramiczną skarbonkę-sowę mówiła Loreta Filipowicz. 16-letnia Loreta jest także autorką słomianego kapelusika dla ulubionego psa kurzhaara oraz wielu innych ciekawych dzieł.
Jej rówieśnica Ingrida Janunaityte, chętnie przychodzi na zajęcia do pani Margaryty, gdy spędza czas u babci w Glinciszkach.
– Przyciąga mnie to, co piękne, plastyczne – stwierdza dziewczyna pochylona nad kolorowym motylem wyklejanym metodą quillingową. Ingrida ma na swoim koncie już niejedną pomysłową pracę.
Dla dzieci małych i dużych
Rozpiętość wiekowa młodocianych twórców jest szeroka. Ingrida i Loreta obecnie są najstarszymi uczestniczkami warsztatów. Od czasu do czasu zagląda tu także 25-letnia Alona, była uczennica garncarki z Glinciszek, dzisiaj już całkowicie samodzielna mistrzyni. Najmłodsza, Sofia, wnuczka Margaryty Czekolis, liczy zaledwie 2,5 latka. Paluszki maleństwa z taką samą pasją i sprytem układają glinianą piramidę, jak przesuwają obrazki na ekranie telefonu komórkowego.
– Tego lata na zajęcia przychodzi ponad 20 dzieci. Sporo jest tzw. pierwszaków, czyli dzieci w wieku 7-10-lat, które przyszły na zajęcia po raz pierwszy. Gdy pada deszcz, jest ich więcej, a jak świeci słoneczko – trochę mniej – śmieje się uznana twórczyni Wileńszczyzny, Margaryta Czekolis. Według pani Margaryty, tu dzieci uczą się samodzielności, starsze pomagają młodszym, młodsze uczą starszych kolegów cierpliwości.
Projekt „... nie tylko" twórczy
Nasza rozmówczyni nie ukrywa, że „Lato z gliną i nie tylko...", zapoczątkowane wiele lat temu, rzeczywiście jest nie tylko projektem twórczym, ale też społecznym.
– Dalece nie wszystkie dzieci, z którymi pracuję, mają w domu komputery, zabawki. Niestety, w tym roku na zorganizowanie warsztatów wydzielono nam zaledwie 300 litów, lecz mimo skromnych możliwości, niektóre moje podopieczne mają tu i tak dużo więcej niż w rodzicielskich domach. Staram się zapewnić im ciepłą atmosferę, sprawić, aby czuły się tu ważne i docenione – mówi pani Margaryta. Niemniej, jak powiada, nie zwalnia swoich uczniów z elementarnych obowiązków – dostosowania się do ustalonego porządku, przestrzegania dyscypliny i dbania o higienę osobistą – wydawać by się mogło nawyków naturalnych, acz dla niektórych dzieci obcych i nieznanych.
Według Margaryty Czekolis, po trzygodzinnych zajęciach na warsztatach rzadko które dziecko od razu wychodzi do domu. Zostają, aby się pobawić w tenisa, warcaby, dopracować robótkę.
W poprzednich latach, gdy budżet przeznaczony na twórczy obóz dla glinciskich dzieci był hojniejszy, była możliwość dalszych wyjazdów i wycieczek. Tymczasem uczestniczące w warsztatach dzieci i młodzież z Glinciszek odbywają bliskie spacery krajoznawcze po okolicy, poznają historię sztuki, dzieje ojczystych stron i rozmawiają w tym języku, w jakim umieją i chcą się porozumiewać. A swoje myśli i uczucia uczą się wyrażać wspólnym językiem sztuki.
– Zależy mi na tym, aby dzieci, które przeszły przez moje warsztaty, nauczyły się kochać swoją tradycję, nie utraciły tożsamości i trzymały się swych korzeni. Nie stały się kosmopolitycznymi Europejczykami, tylko – tak jak się urodziły – pozostały Polakami, Rosjanami, Litwinami... Niezależnie od narodowości, są przecież dziećmi tej samej galaktyki... Niektóre z nich mało widziały świata, dlatego trzeba im coś pokazać, czegoś nauczyć, bo to naprawdę doskonały materiał i kapitał na przyszłość – konkluduje nasza rozmówczyni.
Irena Mikulewicz
Tygodnik Wileńszczyzny
Fot. autorka