Wydrukuj tę stronę

Harcownik z Szyłokarczmy trzęsie stolicą

2024-02-08, 11:01
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Tadeusz Andrzejewski Tadeusz Andrzejewski

Mer Wilna Valdas Benkunskas, który do stolicy z Szyłokarczmy przybył na studia, w Grodzie Giedymina zrobił błyskawiczną karierę polityczną. Konserwatysta zaczynał jako doradca polityków swej partii, potem dostał się do Rady samorządowej Wilna, gdzie na początek był wicemerem, po ostatnich zaś wyborach udało mu się, o włos pokonując konkurenta, zostać włodarzem stolicy.

Benkunskas jeszcze jako wicemer udowodnił, że pomimo błyskawicznego awansu służbowego w Wilnie, to jednak przywiezionych ze sobą do stolicy manier – powiedzmy wprost karczemnych – wyzbyć się nie zdołał. Pokazało się to aż nadto, gdy, będąc początkującym politykiem na stanowisku jak by nie było eksponowanym w stolicy, potraktował rodziców uczniów Gimnazjum Lelewela (historycznej szkoły nr 5) na Antokolu. Potraktował w ten sposób, że wypędził grupę rodziców zaniepokojonych likwidacją szkoły w jej historycznym miejscu ze swego służbowego gabinetu ze słowami: „Ja was nie zapraszałem”. Maniery zaprawdę prowincjusza, który nagle znalazł się w wielkim świecie, poczuł się z tego bardzo szczęśliwy, ale nie wie, jak tam się zachować.

Ale to już historia. Wróćmy do rzeczywistości. W tej kadencji, mimo że tylko się zaczęła, to już o merze Benkunskasie jest głośno. Bardzo głośno stało się, gdy wyszło na jaw, że stołeczny samorząd – jak podejrzewa opozycja – mógł utopić jakichś tam 10 mln euro w firmie BaltCap, co to miała wybudować dla Wilna prawdziwie nowoczesny super cacko stadion piłkarski. Magistrat na poczet budowy przelał na konto firmy wspomniane 10 baniek jeszcze w zeszłej kadencji, gdy projekt kurował właśnie wicemer Benkunskas. Teraz się okazuje, jak to wytropiła opozycja w Radzie, że jeden z bosów BaltCap Šarunas Stepukonis brał miliony z konta firmy i przepuszczał je ...w kasynie. Za to ściga go prokuratura, choć – jak na razie – z umiarkowanym sukcesem, bo hazardzista zapadł się pod ziemię. Skandal? Chyba zbyt łagodne to słowo, by właściwie opisać kompromitującą dla władz stolicy informację. Mer Benkunskas zapytany o to tylko poczerwieniał na twarzy i odbąknął, że skandaliczny przypadek nie wpłynie na rozwój projektu. BaltCap w międzyczasie uderzyło się w piersi, przeprosiło za malwersację, zapewniając jednocześnie, iż Stepukonis kradł z innej puli, a samorządowych pieniędzy nie tknął. Ale  z projektu i tak się wycofał, bo utracił zaufanie banków. Teraz stadion narodowy ma budować firma Hanner, która podjęła się wyzwania, z czego się cieszymy, rzecz jasna, starając się obrachować przy tym, który to już raz coraz to nowa firma obiecuje nam stadion.

Zostawmy jednak budowę stadionu odpowiednim służbom, niech badają, my zaś wróćmy do spraw oświaty w stolicy. Jak świeżo pamiętamy, dosłownie kilka dni po nowym roku minister nauki, kultury i sportu Gintautas Jakštas sensacyjnie ogłosił, że szuka podstawy prawnej, by zlikwidować rosyjskie szkoły na Litwie. Minister nie ma kompetencji, by rozróżnić kobietę od mężczyzny, więc i tym razem zabrakło mu kompetencji. Ostro skrytykowany przez wielu polityków z pomysłem niczym rak poszedł do przodu, czyli do tyłu, bo rak tak chodzi właśnie tyłem do przodu, i orzekł, że szkół rosyjskich likwidować nie będzie. Szybko się jednak okazało, że może to być tylko chytra sztuczka, zmyłka konserwatystów, którzy zmienili front natarcia, ale nie cel. Oto bowiem dyrektorzy gimnazjów, progimnazjów, szkół podstawowych stolicy, którzy nauczają w języku mniejszości narodowych, a więc nie tylko rosyjskich, ale i polskich, białoruskiej placówki, otrzymali od zastępcy mera Benkunskasa Arunasa Šilerisa pismo. Domaga się w nim wicemer (a jakże bez żadnej podstawy prawnej), by dyrektorzy w trybie pilnym zwiększyli o dwie godziny tygodniowo naukę języka litewskiego. Układanie podstaw programowych w oświacie nie jest kompetencją ani Šilerisa, ani Benkunskasa, jest wyłączną prerogatywą ministra Jakštasa. Ale dla konserwatystów jest to „dzin”, jak mawiają bracia Litwini. Takie mają maniery...

 Dodać jeszcze należy skrajną niekompetencję politykierów, bo poza tym wszystkim wicemer Šileris nie wskazał, skąd szkoły mają wziąć pieniądze na dodatkowe nauczanie języka państwowego, ani nie wskazał, jak mają sprostać wymogom higieny nauczania, która ogranicza liczbę godzin lekcyjnych tygodniowo do 35 godzin. To że Šileris działa zupełnie na rympał, dowodzi też jego kolejne żądanie od dyrektorów placówek mniejszości narodowych, by ci w swych szkołach zaczęli tworzyć klasy, gdzie przedmioty będą nauczane wyłącznie po litewsku. Język ojczysty miałby być tam nauczany tylko jako dodatek lekcyjny. Czy nie wygląda to tak, że minister Jakštas nie znalazł podstawy prawnej, by likwidować rosyjskie szkoły, więc zlecił to włodarzom stolicy, aby to ci zaczęli niszczyć na swym terenie wszystkie szkoły mniejszości narodowych bez żadnej podstawy prawnej? Ale może się mylę? Może jest tak, że jest to wyłącznie inicjatywa władz stolicy bez podszeptu z ulicy A. Volano?

Nie wiemy, więc i gdybać nie będziemy. Zwłaszcza, że mer Benkunskas zdążył za krótki okres urzędowania swe karczemne porządki stosować również w stosunku do byłych właścicieli ziemi. De facto w absolutnej większości Polaków. Wszyscy doskonale wiemy, jak potężny jest problem ze zwrotem ziemi prawowitym właścicielom na terenie Wilna. Ile za ostatnie dekady słyszeliśmy o korupcji w tej sferze, ile o bezduszności urzędników, bezprawiu, o niekończących się drogach przez mękę byłych właścicieli i ich spadkobierców. Wizerunek stolicy jednak w tym temacie postanowił jeszcze bardziej pogorszyć aktualny jej mer Valdas Benkunskas, choć wydawałoby się, że bardziej już nie można. A jednak można...

W poprzedniej kadencji, gdy na proces zwrotu ziemi w stolicy wpływ miała Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, wicedyrektor administracji samorządu Danuta Narbut dosłownie spod ziemi musiała wydobywać działki na kompensatę utraconej ziemi, których miało nie być. Ale determinacja i upór wicedyrektor oraz radnych z frakcji AWPL-ZChR przyniosły rezultaty. Ziemia na sformowanie działek cudownie się odnalazła. Wicedyrektor Narbut zaprojektowała działki nawet z lekką nadwyżką, nierzadko w miejscach prestiżowych, komercyjnie atrakcyjnych. Uważała bowiem, że będzie dziejową sprawiedliwością, gdy przynajmniej część byłych właścicieli otrzyma godną rekompensatę za utracony ogromny majątek w postaci atrakcyjnej finansowo działki pod budowę. W nowym rozdaniu po ostatnich wyborach samorządowych kompetencje w sprawach ziemi przeszły do rąk mera. Ręce Benkunskasa okazały się być wyjątkowo zaradne. Zaradne nie z myślą o dobro byłych właścicieli, rzecz jasna. Ci akurat tę zaradność poczują niedługo dosadnie. Mer bowiem sprytnie nadwyżkę działek pod budowę z listy usunął. Ale usunął nie po kolei jak leci, tylko jak rodzynki z tortu zniknęły działki te najbardziej wartościowe. Ku chwale Ojczyzny, oczywiście.

Ale to jeszcze nie koniec złych wieści dla byłych właścicieli. Cudownie wyparowały bowiem nie tylko najdroższe działki pod budowę, ale też ziemia, jaką Danuta Nabut wyszukała we wsiach sznurowych na terenie Wilna w naturze (uprzednio przekonując się, czy nie jest ona potrzebna na ważne cele społeczne). Tej ziemi miało nie być, bo urzędnicy tak chcieli. Nie mogli jednak zaprzeczyć faktom, gdy wicedyrektor administracji dosłownie palcem im pokazała, że jest. Zgodnie z ustawą wolna ziemia w naturze podlega zwrotowi byłym właścicielom bez żadnych ograniczeń. Ale zdarzył się, niestety, kolejny cud. Ziemia, którą Narbut cudownie odkryła, po zmianie władzy znowu cudownie wyparowała. No, przynajmniej tak twierdzi nowa władza miasta nad Wilią.

Może więc warto by było, by nie tylko budowa stadionu w stolicy stała się przedmiotem zainteresowań prokuratury?..

Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego

Komentarze   

 
#10 Edmuk 2024-02-22 12:02
Człowiek dość łatwo może wyjechać z wioski. Ale żeby "wioska wyjechała" z człowieka - czasami życia nie starczy. Większość wileńskich merów, których pamiętam, to są wieśniacy, udający "arystokratów ". No, bo skoro z wiochy przyjechał do stolicy, zebrał wystarczającą ilość ziomków, którzy go wybrali na jakieś stanowisko, to i krew przebarwila się na błękitną. W ich mniemaniu.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#9 Zbyszek 2024-02-20 01:11
Podobno największym wrogiem człowieka są jego wygórowane ambicje (to cytat z jakiejś książki). Idealnie pasuje do przypadku Benkunskasa. Przerost ambicji, a zdolności nie nadążają i talentu brakuje...
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#8 justyn 2024-02-14 01:15
mer zaprowadza w stolicy prowincjonalne metody, jedyne jakie zna z doświadczenia...
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#7 Paweł 2024-02-09 17:44
Konserwatysta Benkunskas to człowiek o negatywnych zapędach, uderzał w polskie szkoły jeszcze będąc wicemerem (niesławna sprawa ataku i próby przejęcia zasłużonej polskiej "Piątki"). Słuszne wydaje się więc postawienie pytania, czy to jeszcze mer/radny czy bardziej herszt konserwatywnych złodziejaszków?
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#6 marcin 2024-02-08 20:15
Cóż człowiek przeniósł się do stolicy ale prowincjonalne usposobienie pozostało. Takie też prymitywne są jego metody działania.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#5 E.A. 2024-02-08 20:13
Mer Benkunskas swoimi decyzjami w sposób absolutnie szokujący dosłownie okrada przyzwoitych uczciwych ludzi, którzy już kilka dziesięcioleci czekają na zwrot ojcowizny.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#4 cc 2024-02-08 20:11
znowu publiczne miliony przeciekają przez palce władzy. specjalizują się w tym landsbergiści (a wcześniej liberałowie). a stadionu jak nie było tak nie ma...
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#3 Marek 2024-02-08 20:08
Szczególnie skandaliczne i niedopuszczalne są działania władz Wilna wobec szkół mniejszości narodowych. Przecież wicemer nie działa w oderwaniu od swojego szefa mera. A jeszcze po cichu spierają ich partyjni towarzysze z rządu, choć publicznie mówią co innego. Nie można ulegać bezprawnemu szantażowi. Trzeba odpierać wszystkie takie zamachy na nasze szkoły, na nasza społeczność, na nasze dzieci.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#2 Jan 2024-02-08 16:33
Tak wiele skandalicznych Benkunskasa że trzeba go rozliczyć i osądzić za te wszystkie nieprawidłowości. Choć oczywiście wiadomo że jako reprezentant sajudzistów realizuje ich cele, już dawno naznaczone przez Vytautasa Landsbergisa by pokonać Polaków z Wileńszczyzny (choćby najbardziej bezprawnymi metodami).
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#1 Adam 2024-02-08 13:22
Wygląda to tak, że minister oświaty Jakštas nie znalazł podstawy prawnej, by likwidować rosyjskie szkoły, więc zlecił to włodarzom stolicy, aby to ci zaczęli niszczyć na swym terenie wszystkie szkoły mniejszości narodowych bez żadnej podstawy prawnej. Lub też jest to wyłącznie inicjatywa własna władz stolicy. W każdym razie mamy do czynienia z wielką hucpą, bezprawiem i skandalem.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 

Dodaj komentarz