"Nasze ostrzeżenia o ukrytym i rosnącym zagrożeniu ze Wschodu były zbyt łatwo odrzucane w niektórych stolicach państw alianckich. Wiedzieliśmy wtedy, tak jak wiemy dzisiaj, że tylko kolektywna obrona może zagwarantować bezpieczeństwo w Europie. Zabrakło nam tego w latach 30. i zapłaciliśmy za to wysoką cenę, którą dziś płacą Ukraińcy" - napisali w oświadczeniu.
Dyplomaci zauważyli, że "udręki", których Ukraina obecnie doświadcza w postaci deportacji, tortur, uprowadzeń dzieci i "wymazywania kultury", obudziły w ich krajach "najciemniejsze wspomnienia i obawy". Nawiązali w ten sposób do sowieckiej okupacji krajów bałtyckich, która rozpoczęła się w 1940 roku."Doskonale zdajemy sobie sprawę, że rosyjska gospodarka wojskowa i zaprawiona w bojach armia mogą szybko zmienić kierunek z południowego na zachodni. Zgadzamy się z prognozami wywiadu, że poważne wyzwanie strategiczne dla naszej obrony i odstraszania może pojawić się w ciągu trzech lat lub mniej. Mamy niewiele naturalnych granic i nie mamy dokąd się wycofać" - czytamy.
Dyplomaci zauważyli, że ich kraje "na co dzień" doświadczają "ataków hybrydowych". "My i nasi sojusznicy musimy być przygotowani do szybkiego, przekonującego i skutecznego reagowania na wszelkiego rodzaju zagrożenia" - czytamy.Dyplomaci zaapelowali o "szybsze podejmowanie decyzji" w NATO oraz by wszyscy sojusznicy "zainwestowali w zdolności potrzebne do wdrożenia nowych planów obronnych Sojuszu".Podkreślili, że kraje bałtyckie "podnoszą poprzeczkę", gdyż "są gotowe do walki w obronie każdego cala i każdej duszy", a "NATO musi zrobić to samo". Dodali, że przywództwo Sojuszu potrzebuje "silnej" Wielkiej Brytanii.Dyplomaci stwierdzili również, że Rosja nie może wygrać. "Jasna droga do członkostwa Ukrainy w NATO powinna być priorytetem na szczycie Sojuszu w Waszyngtonie" - podsumowali.
na podst. interia.pl