Zginęli na przegranej wojnie

2011-12-22, 05:47
Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Śmierć pięciu polskich żołnierzy pod Ghazni to kolejny dowód na brak sukcesów afgańskiej misji

W Kandaharze, gdzie mieści się jedna z największych baz wojsk NATO w Afganistanie, jest barak, w którym do celów szkoleniowych zebrano wszystko, na czym może wylecieć w powietrze żołnierz sił koalicji. To prawdziwe muzeum okropieństw. Na półkach leżą atrapy telefonów komórkowych, odbiorników radiowych, zabawek - wszystko skonstruowano tak, by wybuchało przy najmniejszym dotknięciu.

Są też i bardziej wyszukane konstrukcje: granaty, skrzynki po amunicji wypełnione trotylem czy wreszcie połączone ze sobą jak tort miny przeciwczołgowe. Na te ostatnie nie ma mocnych. Norweski sierżant, "kustosz" tego muzeum makabry, mówi, że nie udało się jeszcze wymyślić pancerza, który wytrzymałby siłę eksplozji ponad stu kilogramów trotylu.

- Trudno to ukryć, jeszcze trudniej odpalić, ale jak już się uda, to pozamiatane - mówi sierżant. Takie wynalazki nazywają się PPIED - to angielski skrót oznaczający improwizowany ładunek wybuchowy uruchamiany siłą nacisku. Mogą mieć różną moc. Ten, na który najechał polski konwój pod Ghazni, miał taką, że 15-tonowego M-ATV - opancerzony pojazd najnowszej generacji - rozerwał dosłownie na strzępy.

- Zaraz po zdarzeniu wezwaliśmy Medevac (śmigłowiec do ewakuacji rannych), ale nie było kogo ratować - mówi "Rz" rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych ppłk Mirosław Ochyra. - Cała pięcioosobowa załoga zginęła na miejscu.

Do tragedii doszło około 10 kilometrów od polskiej bazy w Ghazni, około stu metrów od Highway One - głównej arterii Afganistanu łączącej Kabul z Kandaharem. Polski konwój, złożony z 30 pojazdów, wracał właśnie z pobliskiej miejscowości Rawdza. Ochyra: - ładunek był ukryty w drodze gruntowej. Nie wiemy, czy to był "śpioch", czyli mina, która spędziła w ziemi miesiące, czy też podłożono go specjalnie dla nas.

Z przebiegu zdarzeń wynika, że nie była to typowa zasadzka talibów, bo po niej zwykle następuje ostrzał z moździerzy i ręcznych wyrzutni granatów. Jak odpalono ładunek - też jeszcze nie wiadomo. Są trzy możliwości: jeśli nie odbyło się to przez najechanie na minę, to detonacja została wywołana albo za pomocą detonatora elektrycznego, albo zdalnie. Ta ostatnia możliwość jest jednak mało prawdopodobna, bo wszystkie M-ATV mają urządzenia zakłócające fale radiowe.

Na miejscu zdarzenia była prokuratura i żandarmeria wojskowa, żeby zabezpieczyć wszystkie ślady. Pełna dokumentacja trafiła do bazy głównej ISAF (dowodzonych przez NATO Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa). Gdyby zostało coś z ładunku, zajęliby się nim specjalnie wyszkoleni kryminolodzy, ale pod Rawdzą nie było co zbierać.

Środowa tragedia zwiększyła do 36 liczbę ofiar śmiertelnych wśród uczestników polskiej misji w Afganistanie.

Polski Kontyngent Wojskowy to 2500 żołnierzy operujących głównie w Ghazni. - Sytuacja w prowincji jest dziś dużo lepsza niż jeszcze półtora roku temu - mówi "Rz" Janusz Walczak, ekspert wojskowy, były rzecznik Dowództwa Operacyjnego. - Zagrożenie zmalało i nie zmienia tego nawet śmierć pięciu żołnierzy. Na tej minie mógł równie dobrze wylecieć autobus pełen Afgańczyków. Wprawdzie mieszkańcom prowincji ciągle przeszkadza, że na ich terenie są obce siły, ale już zaczynają rozumieć, iż to właśnie oni najczęściej padają ofiarą talibów. Ghazni, obok okrytych złą sławą Kandaharu czy Helmandu, należy do najbardziej niespokojnych prowincji w Afganistanie. Ilu działa tam talibów, dokładnie nie wiadomo, ale pewnie co najmniej 500. Trudno ich policzyć, bo oddziały szybko się przemieszczają. Polacy regularnie toczą z nimi mniejsze lub większe potyczki. Wojna w Afganistanie trwa ponad 10 lat, ale jej koniec - bez względu na wynik - jest przesądzony. Amerykanie stanowiący trzon sił koalicji już ustalili, że wycofają się do końca 2014 r. W Afganistanie trwa więc wyścig z czasem. ISAF musi w ciągu trzech lat całkowicie przekazać kontrolę nad bezpieczeństwem kraju w ręce Afgańskiej Armii Narodowej i władz cywilnych. To się nazywa inteqal, czyliprzejście. W niektórych prowincjach to już się udało (głównie na spokojnej północy). W Ghazni nawet się nie zaczęło.

- Operacja "Inteqal" odbywa się zgodnie z planem - mówi "Rz" wysoki rangą dyplomata w Kwaterze Głównej ISAF w Kabulu. - Jeśli nie zajdą żadne poważne komplikacje, a nie widzę powodu, by miały zajść, w 2014 r. afgańskie władze będą gotowe do samodzielnego rządzenia krajem i zapewnienia mu bezpieczeństwa. Nasze wsparcie będzie konieczne, ale zostanie mocno ograniczone. Na pewno będziemy musieli bronić przestrzeni powietrznej Afganistanu, bo ten kraj nie ma prawie żadnego lotnictwa wojskowego.

- Amerykanie są optymistami, bo nie mają wyjścia - tłumaczy "Rz" Rahim Gul Sarwan, dziennikarz afgańskiego oddziału Voice of America. - Realizują plany tak, że zgadzają im się liczby, ale tylko liczby. Wyszkolenie armii i policji pozostawia wiele do życzenia. Z takimi siłami zbrojnymi nie poradzimy sobie z talibami. Już dziś widać, że ISAF nie wygra tej wojny. Najgorsze jest jednak to, że to nie on ją przegra, ale my. Bo to my będziemy tu mieć wojnę domową.


Od czasu rozpoczęcia polskiej misji w Afganistanie zginęło tam 36 polskich obywateli - 35 żołnierzy i jeden ratownik medyczny

  • 2007 rok: jeden żołnierz zginął w akcji bojowej
  • w 2008 roku poległo pięciu polskich żołnierzy: czterech zginęło po tym jak wybuchła mina-pułapka; jednego zabiła eksplozja zdalnie sterowanego ładunku wybuchowego
  • w 2009 roku śmierć poniosło siedem osób: trzech żołnierzy straciło życie po ataku na polski konwój, dwóch innych zabił zaimprowizowany ładunek wybuchowy, jeden zginął podczas patrolu, jeden w wypadku drogowym - jego pojazd zderzył się z mikrobusem
  • w 2010 roku zginęło sześciu Polaków: czterech żołnierzy poniosło śmierć w wyniku wybuchu miny-pułapki, jeden po ataku na polską bazę w prowincji Ghazni i jeden podczas patrolu
  • w 2011 roku zginęło 13 polskich żołnierzy i jeden ratownik medyczny: miny pułapki zabiły, łącznie ze środowym atakiem, aż 10 żołnierzy i jednego ratownika medycznego, trzech uczestników polskiej misji straciło życie, gdy zostali zaatakowani podczas patrolu, kolejny żołnierz zmarł nagle w swoim pokoju. osk


Andrew Michta, dyrektor Biura German Marshall Fund w Warszawie

Kwestia zakończenia misji w Afganistanie jako wspólnej akcji ISAF to podstawowy warunek utrzymania spójności i przetrwania NATO. Co jest - a przynaj- mniej powinno być - żywotnym interesem narodowym Polski. Dlatego bardzo ważne jest, by Polska decyzję o wyjściu podjęła wspólnie z NATO. W przeciwnym wypadku może to grozić rozłamem w Sojuszu.

Harmonogram przyjęty przez NATO przewiduje przekazanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju Afgańczykom w 2014 r. To jednak tylko cel, który Sojusz sobie postawił, nie może być natomiast sztywną datą wyjścia. To, kiedy ta misja się zakończy, powinno być uzależnione od sytuacji w tym kraju. To, że NATO podjęło się tej misji i zainwestowało w nią całą swoją wiarygodność, oznacza, że nie może wycofać się z Afganistanu bez zrealizowania choćby najbardziej podstawowych celów. Częściowym sukcesem NATO byłoby wyeliminowanie al Kaidy z Afganistanu, co w dużym stopniu zostało już osiągnięte. Ale potrzebne jest przede wszystkim zapewnienie minimum stabilności i bezpieczeństwa, tak by państwo afgańskie było w stanie funkcjonować i kontrolować swoje terytorium i by nie dopuścić do tego, aby ponownie stało się bazą dla międzynarodowego terroryzmu. Stawka jest bardzo wysoka. Od tego zależy cała stabilność regionu, także Pakistanu, który przecież dysponuje bombą jądrową.

www.rp.pl

www.lvcom.eu

Dodaj komentarz

radiowilnowhite

EWANGELIA NA CO DZIEŃ

  • Czwartek, 25 kwietnia 2024 

    św. Marka, ewangelisty, święto

    Mk 16, 15-20

    Słowa Ewangelii według świętego Marka

    Jezus ukazał się Jedenastu i powiedział do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, ten się potępi. Tym, którzy uwierzą, takie znaki będą towarzyszyć: W moje imię będą wyrzucać demony, będą mówić nowymi językami, węże będą brać do rąk, i choćby wypili coś zatrutego, nie zaszkodzi im. Będą na chorych kłaść ręce, a ci zostaną uzdrowieni”. A gdy Pan Jezus to do nich powiedział, został wzięty do nieba i zasiadł po prawej stronie Boga. Oni zaś rozeszli się i przepowiadali Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.

    Czytaj dalej...
 

 

Miejsce na Twoją reklamę
300x250px
Lietuva 24Litwa 24Литва 24Lithuania 24