W sobotę rozdano trzy komplety medali. Poza wspomnianymi triumfatorami konkurs pchnięcia kulą wygrała Niemka Christina Schwanitz rezultatem 20,37. Jedenaste miejsce zajęła mistrzyni Polski Paulina Guba (OKS Start Otwock) wynikiem 17,52.
Do niedzielnego finału rzutu młotem awansowali obrońca tytułu i lider tegorocznej listy IAAF Paweł Fajdek (Agros Zamość) oraz debiutujący w tak dużej imprezie Wojciech Nowicki (Podlasie Białystok). Do poniedziałkowej walki o podium zakwalifikowali się trzej tyczkarze: Piotr Lisek (OSOT Szczecin), Robert Sobera (AZS AWF Wrocław) i Paweł Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) oraz Krystian Zalewski (UKS Barnim Goleniów) w biegu na 3000 m z przeszkodami.
Do półfinałowych serii, które odbędą się w niedzielę, awansowali: Patryk Dobek (SKLA Sopot) w biegu na 400 m przez płotki, Adam Kszczot (RKS Łódź) i Marcin Lewandowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) na 800 m (odpadł Artur Kuciapski z AZS AWF Warszawa) oraz Renata Pliś (Maraton Świnoujście), Sofia Ennaoui (Lubusz Słubice) i Angelika Cichocka (SKLA Sopot) na 1500 m.
W pierwszym dniu rywalizacji w Pekinie doszło do nietypowej sytuacji w maratonie. Finiszujący nie wiedzieli, gdzie jest... meta. Ostatnie 100 m pokonywali na bieżni Stadionu Narodowego, ale po minięciu linii... biegli dalej. Na mecie nie było żadnego sędziego i dopiero fotoreporterzy stojący na łuku informowali zawodników, że to już koniec.
Do historii przejdzie Ghebreslassie jako najmłodszy i niespodziewany zwycięzca na dystansie 42 km 195 m w mistrzostwach globu. "Moje złoto dedykuję wszystkim mieszkańcom Erytrei" - powiedział 19-letni triumfator. W 2013 roku startował w Bydgoszczy w mistrzostwach świata w biegach przełajowych zajmując w kategorii juniorów siódme miejsce na dystansie 8 km.
W sobotę nawet jak objął prowadzenie, wielu wątpiło, czy uda mu się dotrwać do końca. A on dał radę – wygrał z przeciwnikami, dystansem i upałem. Uzyskał czas 2:12.28. I nie ma tu żadnego znaczenia, że po raz ostatni taki wynik dawał złoto w 2007 roku w Osace.
Największą porażkę ponieśli Kenijczycy, którzy od lat dominują w tej konkurencji i „wymieniają" się tylko osiągnięciami z Etiopczykami. Także mistrz olimpijski i obrońca tytułu Stephen Kiprotich z Ugandy zawiódł. Podczas gdy on mógł jeszcze cieszyć się szóstą lokatą (2:14.42), najlepszy zawodnik z Kenii – Mark Korir był... 22. (2:21.19). Jego rodak, rekordzista świata Dennis Kimetto, który w zeszłym roku w Berlinie pokonał maraton w 2:02.57, zszedł z trasy.
W przeciwieństwie do maratonu, w biegu na 10 000 m nie było niespodzianki. Reprezentant Wielkiej Brytanii Mo Farah wynikiem 27.01,13 obronił w Pekinie tytuł mistrza świata, który wywalczył dwa lata temu w Moskwie. Pozostałe medale zdobyli Kenijczycy - srebrny Geoffrey Kipsang Kamworor i brązowy Paul Kipngetich Tanui.
Pecha miał lider tegorocznej listy IAAF Bershawn Jackson. Amerykanin potknął się na ostatnim płotku biegu na 400 m i w swej serii zajął siódme miejsce (50,14), a generalnie 34.
"Jestem bardzo zawiedziony, bo wszystko wskazywało na to, że powinno być bardzo dobrze. Straciłem rytm, nie miałem już szans, by odrobić stratę. Na treningach było bez problemów, wręcz znakomicie. Przyjechałem tutaj w bardzo dobrej formie" - mówił wyraźnie zasmucony mistrz świata sprzed 10 lat Jackson. PAP