Tak obecnie wygląda wnętrze kościoła św. Michała
© Teresa Worobiej
Spokojna harmonia i dyskretna subtelność wielkiej duchowo prostoty… Jest to jakby łagodna, przyciszonym głosem rzucona piosenka w porównaniu z huczną fanfarą całej orkiestry, jaką zalewa nas barok – tak Juliusz Kłos opisuje zespół świętomichalskich zabudowań: jedyny w Wilnie renesansowy kościół św. Michała Archanioła i klasztor sióstr bernardynek, które od początku XVII wieku aż do II wojny światowej były gospodarzami tego miejsca. Dzisiaj pracownicy Muzeum Dziedzictwa Kościelnego, które od 2005 roku swe lokum znalazło w kościele św. Michała, na światło dzienne wydobyli różne „skarby” sióstr bernardynek. Można je obejrzeć w jednej z sal muzeum.
Wiekowe krypty kościoła nie są dostępne dla wszystkich zwiedzających. Tylko specjaliści (historycy i archeolodzy) oraz pracownicy muzeum, które mieści się w świątyni, wiedzą, co one kryją. Dla wielu nieznanym okaże się też fakt, że oprócz doczesnych szczątków członków rodziny fundatorów oraz zakonnic, które zamieszkiwały klasztor, znajduje się też grób z ciałem zamordowanej przez kozaków w XVII w. bernardynki – s. Doroty Siedleszczyńskiej.
– Siostra zginęła jako męczennica, broniąc swojej wiary i klasztoru, którego nie zgodziła się opuścić. Całkiem możliwe, że Wilno jest w posiadaniu świętej, choć oficjalnie przez Kościół nieogłoszonej – w rozmowie z „Tygodnikiem” zastanawiała się Dalia Vaškevičiūtė, kustoszka muzeum.
Na fundamencie męczenników
Dzisiaj dawne pomieszczenia klasztorne zostały zagospodarowane na różnego rodzaju sale konferencyjne i na potrzeby Muzeum Dziedzictwa Kościelnego. W nowo otwartej sali znalazła się spuścizna bernardynek, które kiedyś mieszkały w klasztorze św. Michała Archanioła w Wilnie. Eksponowane są archeologiczne znaleziska z XVI-XIX w. Są to należące do sióstr rzeczy codziennego użytku, jak grzebienie czy igły i nożyce wykorzystywane przy haftowaniu liturgicznych szat, naczynia, narzędzia pracy, kafle pieców, naczynia liturgiczne, ubrania. Wszystko to przybliża rytm klasztornego życia – codzienność i chwile uroczystości.
Jednym z najcenniejszych eksponatów jest szklany relikwiarz-edykuł, w którym znajduje się czaszka męczennicy pierwszych wieków chrześcijaństwa – św. Felicissimy – oraz fragmenty kości innych męczenników. Ciekawostkę stanowią okoliczności odnalezienia cennej relikwii. Jak opowiadają kustoszki muzeum, podczas trwającej obecnie renowacji skarbca w Ostrej Bramie, gdzie się dotychczas znajdował relikwiarz, otworzono go w celu zbadania i odnowienia. Pod poduszką, na której jest umieszczona czaszka, znaleziono dokumenty poświadczające o autentyczności relikwii. Czaszka św. Felicissimy została wyjęta z katakumb w Rzymie i ofiarowana prowincjałowi bernardynów Małopolski i Litwy o. Gabrielowi Rottemundowi. W 1676 roku autentyczność relikwii potwierdził administrator wileńskiej archidiecezji Mikołaj Stefan Pac, zezwalając jednocześnie na publiczne czczenie. Bernardyn relikwie przekazał do kościoła św. Michała. Drugi dokument poświadcza autentyczność innych relikwii znajdujących się w edykule. Są to fragmenty kości męczenników – Urbana, Jukundusa, Piusa i Kastusa – wyjęte z katakumb św. Pryscylli w Rzymie. Oba dokumenty odczytał litewski historyk Liudas Jovaiša, który jest też lektorem wykładów organizowanych w muzeum nt. życia zakonnego w dawnym Wilnie.
I tak się kończył dzień zakonny, a nadchodzący miał być podobny do niego jak dwie krople wody. Albo jak jeden szczebel drabiny do drugiego, ale najważniejsze było to, że każdy nowy szczebel, nie zważając na ich podobieństwo, był przynajmniej o jeden mały krok wyżej – tak s. Małgorzata Borkowska, opisuje codzienność bernardynek (pełna nazwa zgromadzenia: Mniszki Trzeciego Zakonu Regularnego św. Franciszka z Asyżu).
Prezentowane są m.in. złotem i srebrem haftowane barokowe ornaty i zdobienia przedniej części ołtarza (mensy) – tzw. antepedia – dzieło sióstr bernardynek. Jak opowiada Vaškevičiūtė, wykonanie jednego ornatu zajmowało mniszkom rok i osiem miesięcy. Siostry codziennie poświęcały 4 godziny na haftowanie. W korytarzu łączącym klasztor z kościołem zostały wyeksponowane XVII-wieczne obrazy z cyklu „Droga Krzyżowa Pana Jezusa”. Na całość składało się 17 olejnych płócien, które zdobiły wewnętrzny korytarz klasztorny. Zostały wykonane na zamówienie przełożonej s. Antoniny Żabińskiej w roku 1791, a miały służyć siostrom do rozważań o męce Chrystusa. W źródłach zakonnych z XIX wieku wspomina się już tylko o sześciu obrazach, do naszych czasów zaś przetrwały zaledwie trzy – „Jezus żegna się ze swoją Matką”, „Ecce Homo” i „Obnażenie z szat i przybicie do krzyża”.
Zachowane tradycje
Wystawę uzupełnia film, w którym współczesne bernardynki opowiadają o złożonej historii Zgromadzenia, zaś archeolodzy i historycy przedstawiają wyniki badań i odkrycia. Tradycję sióstr bernardynek kontynuuje dzisiaj 5 sióstr, które mają swój klasztor w Rudominie. Są to – matka Franciszka Natalewicz, s. Rafaela Kowalonok, s. Teresa Kamińska, s. Jurgita Bartuseviciūtė i s. Helena Franiuk. Naśladując Chrystusa w służbie bliźnim, niosą one – za przykładem swego założyciela i patrona św. Franciszka – pokój i dobro wszystkim, których spotkają w drodze.
– Dzisiaj nasze zgromadzenie nie jest klauzurowe, jak to było przed wiekami, gdy powstało. Czas na modlitwę i pracę wśród ludzi mamy rozłożony po równo. Siostry posługują w kościele, pracują w szkole, udzielają się w katechizacji. Trzy siostry są w wieku emerytalnym, więc, na miarę swoich możliwości, posługują w domu i ogrodzie – mówi s. Jurgita, podkreślając, że jeśli w przyszłości zajdzie potrzeba życia wyłącznie kontemplacyjnego, to siostry nie mają nic przeciwko temu.
Od czasu powstania w XVI wieku aż po dzień dzisiejszy zgromadzenie niejednokrotnie było poddane prześladowaniom. Za każdym razem łączyło się to z likwidacją zakonu i wypędzeniem mniszek z ich posiadłości – wojny z Moskalami w XVII wieku, prześladowania Rosji carskiej, komunizm. Ostatnią ranę zadał okres sowiecki, a to, że siostry przetrwały i nawet w czasach komunizmu głosiły Chrystusa, jest wyjątkową łaską Opatrzności. Świadkiem tych burzliwych dziejów jest matka Franciszka, mieszkająca w rudomińskim klasztorze, wszak do Zgromadzenia wstąpiła w roku 1956. Jej życie i świadectwo wiary zasługuje na odrębny artykuł, dlatego do tematu o dziejach sióstr w czasach sowieckich jeszcze powrócimy.
Fundacja Sapiehy
Kościół św. Michała Archanioła został ufundowany w 1594 roku przez hetmana i kanclerza wielkiego litewskiego Lwa Sapiehę, który podarował bernardynkom także pałac z przeznaczeniem na klasztor. Dotąd siostry bernardynki mieszkały na Zarzeczu, zaś na modlitwy chodziły do sąsiedniego kościoła braci bernardynów śś. Franciszka i Bernarda. Jest kilka wersji i legend o tym, co skłoniło hetmana do ufundowania kościoła i klasztoru siostrom. Z jednej strony, zachęcił go przykład Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła „Sierotki”, który ufundował w Nieświeży klasztor benedyktynów. Z innej strony, podania głoszą, że kanclerzowi szkoda było sióstr, gdy z okien pałacu oglądał, jak w deszczową i śnieżną pogodę pokonują drogę z Zarzecza do bernardynów. Niewątpliwy wpływ też miały reformy w Kościele i wydana w roku 1566 przez papieża Piusa V konstytucja, w której zaleca się wprowadzenie obowiązkowej klauzury w zakonach żeńskich.
Wewnątrz kościoła znajduje się monumentalny, marmurowy grobowiec Lwa Sapiehy i jego żon Elżbiety z Radziwiłłów i Doroty z Firlejów. Kościół i klasztor ucierpiały mocno podczas pożaru w 1655 wznieconego podczas najazdu Kozaków, którzy wymordowali zakonnice i ludność, która schroniła się w świątyni.
Pod koniec XIX wieku władze carskie różnymi sposobami ograniczały działalność klasztorów katolickich i rozpoczęły masowe ich zamykanie. W 1886 roku zamknięto również klasztor bernardynek, a budynek przeznaczono na przytułek dla ubogich. Po paru latach zamknięto również kościół, który niszczał do 1905 r. Po licznych prośbach rodziny Sapiehów w roku 1905 roku rząd carski pozwolił im na własny koszt odnowić i wyremontować kościół, który miał służyć jako mauzoleum rodzinne. Po I wojnie światowej kościół został ponownie konsekrowany, w 1921 r. powróciły do niego bernardynki. W połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku w kościele tym, jako spowiednik sióstr, posługiwał bł. ks. Michał Sopoćko. Jego staraniem właśnie w tej świątyni do publicznej czci został wystawiony obraz Jezusa Miłosiernego. Dzisiaj w tym miejscu – dla przypomnienia tego ważnego w kulcie Bożego Miłosierdzia faktu – znajduje się kopia obrazu. W marcu 1942 r. hitlerowcy aresztowali bernardynki, a po ich uwolnieniu zabronili powrotu do klasztoru. W 1948 roku kościół ponownie zamknięto, zaś pomieszczenia zdewastowano. M. in. zniszczono ołtarze, cudem natomiast zachowały się nagrobki Sapiehów i cudowny obraz Matki Boskiej Sapieżyńskiej (najpierw przebywał w klasztorze kościoła Ducha Świętego, potem w Galerii Obrazów, obecnie jest wystawiony do czci wiernych w katedrze). Od 1972 kościół był siedzibą Muzeum Architektury.
Sprzedany za butelkę wódki
Jedną z ekspozycji znajdujących się w muzeum stanowią antepedia – bogato zdobione zakrycia mensy (przedniej części). Zdobienia te są wykonane ze srebra, niektóre są haftowane przez siostry. W głównym ołtarzu jest zdobienie, które pochodzi z kościoła śś. Piotra i Pawła. Oryginalne antepedia ołtarzy świętomichalskiego kościoła są w gablotach w tych samych miejscach, gdzie były ołtarze. O jednym z nich przewodniczka muzeum opowiada ciekawą historię.
– Kiedy zaczęliśmy kompletować antepedia w jednym, który przedstawiał trzech archaniołów, brakowało św. Gabriela. Wykonane były ze srebra. Pewnego razu przyszła do nas wileńska rodzina i, przynosząc niedostającą część, opowiedziała, w jaki sposób znaleźli się w posiadaniu cennej relikwii. Okazało się, że w głębokich czasach sowieckich ktoś przyniósł płaskorzeźbę św. Gabriela do mieszkania ich dziadka i sprzedał za butelkę wódki. Jesteśmy wdzięczni tej rodzinie, że przechowała cenną rzecz i zwróciła do kościoła – opowiada Vaškevičiūtė.
Jakże podobna historia spotkała obraz Jezusa Miłosiernego, kiedy został potajemnie wyniesiony przez dwie kobiety, które chciały go uchronić od dewastacji przez komunistów.
Teresa Worobiej Tygodnik Wileńszczyzny
Dodaj komentarz
|
EWANGELIA NA CO DZIEŃ
-
29 marca 2024
Wielki Piątek
J 18, 1-19, 42
Słowa Ewangelii według świętego Jana
Jezus udał się z uczniami za potok Cedron, do znajdującego się tam ogrodu. I wszedł do niego On i Jego uczniowie. Judasz, Jego zdrajca, też znał to miejsce, gdyż Jezus często spotykał się tam ze swymi uczniami. Judasz więc przybył tam wraz z oddziałem żołnierzy oraz służącymi wyższych kapłanów i faryzeuszów, zaopatrzonymi w pochodnie, lampy i broń. Ponieważ Jezus wiedział o wszystkim, co Go spotka, wyszedł im naprzeciw i zapytał: „Kogo szukacie?”. Odpowiedzieli Mu: „Jezusa z Nazaretu”. Wtedy On powiedział: „Ja jestem”. A wśród nich znajdował się Judasz, Jego zdrajca. Kiedy zaś usłyszeli: „Ja jestem”, cofnęli się i upadli na ziemię. Zapytał ich więc powtórnie: „Kogo szukacie?”. A oni zawołali: „Jezusa z Nazaretu”. Wówczas Jezus im rzekł: „Powiedziałem wam, że Ja jestem. Skoro więc Mnie szukacie, pozwólcie im odejść”. Tak miały się spełnić słowa, które wypowiedział: „Nie utraciłem nikogo z tych, których Mi powierzyłeś”. Wtedy Szymon Piotr, który nosił miecz, wydobył go i uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Sługa zaś nazywał się Malchos. Jezus zwrócił się do Piotra: „Schowaj miecz do pochwy! Czy nie mam wypić kielicha, który podał Mi Ojciec?”. Żołnierze więc ze swym dowódcą oraz słudzy żydowscy pochwycili Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza, teścia Kajfasza, który sprawował w owym roku urząd najwyższego kapłana. To właśnie Kajfasz poradził Żydom: „Lepiej przecież, aby jeden człowiek umarł za naród”. Tymczasem za Jezusem podążał Szymon Piotr oraz jeszcze inny uczeń. Uczeń ten był znany najwyższemu kapłanowi, dlatego wszedł z Jezusem aż na dziedziniec pałacu najwyższego kapłana. Piotr natomiast pozostał na zewnątrz przy bramie. Ten inny uczeń, znany najwyższemu kapłanowi, wrócił jednak, porozmawiał z odźwierną i wprowadził Piotra do środka. A służąca odźwierna zapytała Piotra: „Czy i ty jesteś jednym z uczniów tego człowieka?”. On odpowiedział: „Nie jestem”. A wokół rozpalonego na dziedzińcu ogniska stali słudzy oraz podwładni najwyższego kapłana i grzali się, bo było chłodno. Także Piotr stanął wśród nich i grzał się. Najwyższy kapłan postawił Jezusowi pytanie o Jego uczniów oraz o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: „Ja otwarcie przemawiałem do ludzi. Zawsze nauczałem w synagodze i świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Niczego nie powiedziałem w ukryciu. Dlaczego więc Mnie wypytujesz? Zapytaj tych, którzy Mnie słuchali, o czym ich uczyłem; oni wiedzą, co im powiedziałem”. Po tych słowach jeden ze stojących tam sług wymierzył Jezusowi policzek, mówiąc: „W taki sposób odpowiadasz najwyższemu kapłanowi?”. Jezus mu odrzekł: „Jeśli źle coś powiedziałem, to udowodnij, co było złe, a jeśli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?”. Następnie Annasz odesłał związanego Jezusa do najwyższego kapłana Kajfasza. Tymczasem Piotr stał na dziedzińcu i grzał się. Wtem zapytano go: „Czy i ty jesteś jednym z Jego uczniów?”. A on zaprzeczył, stwierdzając: „Nie jestem”. Jeden ze sług najwyższego kapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął ucho, zwrócił się do niego: „Czyż nie widziałem cię razem z Nim w ogrodzie?”. Piotr jednak znowu zaprzeczył i zaraz kogut zapiał. Wczesnym rankiem przeprowadzono Jezusa od Kajfasza do pretorium. Oskarżyciele nie weszli jednak do pretorium, aby się nie skalać i móc spożyć wieczerzę paschalną. Dlatego też Piłat wyszedł do nich i zapytał: „Jakie oskarżenie wnosicie przeciwko temu człowiekowi?”. Oni odpowiedzieli: „Nie wydalibyśmy Go tobie, gdyby On nie był złoczyńcą”. Piłat im odparł: „Zabierzcie Go sobie i osądźcie zgodnie z waszym prawem”. Wówczas Żydzi rzekli: „Nam nie wolno nikogo zabić”. Tak miała wypełnić się zapowiedź Jezusa, w której zaznaczył, jaką poniesie śmierć. Piłat więc znowu wrócił do pretorium, przywołał Jezusa i zapytał Go: „Czy Ty jesteś królem Żydów?”. Jezus rzekł: „Mówisz to od siebie, czy też inni powiedzieli ci to o Mnie?”. Wówczas Piłat powiedział: „Czyż ja jestem Żydem? To Twój naród i wyżsi kapłani wydali mi Ciebie. Co zrobiłeś?”. Jezus odpowiedział: „Moje królestwo nie jest z tego świata. Gdyby moje królestwo było z tego świata, moi podwładni walczyliby, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś moje królestwo nie jest stąd”. Wówczas Piłat rzekł Mu: „A więc jesteś królem”. Jezus odparł: „To ty mówisz, że jestem królem. Ja urodziłem się i przyszedłem na świat po to, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, jest mi posłuszny”. Wtedy Piłat rzekł do Niego: „A cóż to jest prawda?”. I gdy to powiedział, znowu wyszedł do Żydów, stwierdzając wobec nich: „Ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jest zaś u was zwyczaj, że uwalniam wam kogoś na święto Paschy. Chcecie więc, abym wam wypuścił na wolność króla Żydów?”. Ponownie zaczęli wołać: „Nie Jego, ale Barabasza!”. A Barabasz był przestępcą. Wówczas Piłat zabrał Jezusa i kazał ubiczować. A żołnierze spletli koronę z cierni i włożyli na Jego głowę. Narzucili Mu purpurowy płaszcz, podchodzili do Niego i mówili: „Bądź pozdrowiony, królu Żydów”. Bili Go też po twarzy. Piłat zaś znowu wyszedł na zewnątrz i oznajmił im: „Oto wyprowadzam Go do was, abyście wiedzieli, że nie znajduję w Nim żadnej winy”. I Jezus wyszedł na zewnątrz w cierniowej koronie i purpurowym płaszczu. Wtedy Piłat powiedział do nich: „Oto człowiek!”. Gdy wyżsi kapłani i słudzy zobaczyli Go, zaczęli krzyczeć: „Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!”. Piłat im odparł: „Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ponieważ ja nie znajduję w Nim żadnej winy”. Żydzi mu odpowiedzieli: „My posiadamy Prawo i zgodnie z Prawem powinien umrzeć, gdyż uznał się za Syna Bożego”. Gdy Piłat usłyszał ten zarzut, bardzo się przestraszył. Wrócił ponownie do pretorium i zapytał Jezusa: „Skąd pochodzisz?”. Lecz Jezus nie dał mu żadnej odpowiedzi. Wtedy Piłat rzekł do Niego: „Nie chcesz ze mną rozmawiać? Czy nie wiesz, że mam władzę Cię uwolnić i mam władzę Cię ukrzyżować?”. Jezus mu odpowiedział: „Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdybyś nie otrzymał jej z góry. Stąd większy grzech popełnił ten, kto wydał Mnie tobie”. Od tej chwili Piłat usiłował Go uwolnić, lecz Żydzi zaczęli głośno wołać: „Jeśli Go wypuścisz, przestaniesz być przyjacielem cesarza. Kto bowiem uznaje siebie za króla, przeciwstawia się cesarzowi”. Kiedy Piłat usłyszał te słowa, polecił wyprowadzić Jezusa na zewnątrz i posadzić na ławie sędziowskiej, znajdującej się na miejscu zwanym Lithostrotos, a w języku hebrajskim Gabbata. Był to zaś dzień przygotowania Paschy, około godziny szóstej. Następnie Piłat rzekł do Żydów: „Oto wasz król!”. Ci natomiast zakrzyknęli: „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!”. Piłat więc ich zapytał: „Waszego króla mam ukrzyżować?”. Wyżsi kapłani odpowiedzieli: „Nie mamy króla oprócz cesarza”. Wtedy Piłat wydał Go im na ukrzyżowanie. Oni zaś zabrali Jezusa. A Jezus, dźwigając krzyż dla siebie, przyszedł na tak zwane Miejsce Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a wraz z Nim – z jednej i drugiej strony – jeszcze dwóch innych; Jezusa zaś w środku. Piłat kazał też sporządzić i umieścić na krzyżu tytuł kary, a było napisane: „Jezus Nazarejczyk, król Żydów”. Wielu Żydów czytało ten napis, ponieważ miejsce ukrzyżowania Jezusa znajdowało się blisko miasta i był on sporządzony w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Wyżsi kapłani żydowscy mówili więc Piłatowi: „Nie pisz «król Żydów», lecz: «To On powiedział: Jestem królem Żydów»”. Piłat jednak odparł: „To, co napisałem, napisałem”. Żołnierze po ukrzyżowaniu Jezusa zabrali Jego tunikę i płaszcz, który podzielili na cztery części – dla każdego żołnierza po jednej. Tunika nie była szyta, lecz z góry na dół cała tkana. Dlatego też postanowili wspólnie: „Nie rozrywajmy jej, lecz losujmy, do kogo ma należeć”. Tak miało wypełnić się Pismo: „Podzielili między siebie moje ubrania i o moją szatę rzucili los”. To właśnie uczynili żołnierze. Przy krzyżu Jezusa stała zaś Jego Matka, siostra Jego Matki, Maria, żona Kleofasa oraz Maria Magdalena. Gdy Jezus zobaczył Matkę i stojącego obok ucznia, którego miłował, zwrócił się do Matki: „Kobieto, oto Twój syn”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto twoja Matka”. I od tej godziny uczeń przyjął Ją do siebie. Potem Jezus, wiedząc, że już wszystko się dokonało, aby wypełniło się Pismo, rzekł: „Pragnę”. A znajdowało się tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę nasączoną octem i podano Mu do ust. Kiedy Jezus skosztował octu, powiedział: „Wykonało się”; po czym skłonił głowę i oddał ducha. Ponieważ był to dzień przygotowania Paschy, i aby ciała nie wisiały na krzyżach w szabat – był to bowiem uroczysty dzień szabatu – Żydzi poprosili Piłata o połamanie nóg skazańcom i usunięcie ich. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie pierwszemu, a potem drugiemu, którzy byli z Nim ukrzyżowani. Gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że On już nie żyje, nie połamali Mu goleni, natomiast jeden z żołnierzy włócznią przebił Jego bok, z którego zaraz wypłynęła krew i woda. O tym daje świadectwo ten, który to widział, a jego świadectwo jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy uwierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: „Nie będziecie łamać jego kości”. Pismo mówi też w innym miejscu: „Będą patrzeć na Tego, którego przebili”. Po tym wszystkim Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. Gdy Piłat wyraził zgodę, przyszedł i wziął Jego ciało. Przybył także Nikodem, który po raz pierwszy zjawił się u Jezusa nocą. On przyniósł około stu funtów mirry zmieszanej z aloesem. Zabrali oni ciało Jezusa i zgodnie z żydowskim zwyczajem grzebania owinęli je w płótna wraz z wonnościami. W miejscu ukrzyżowania znajdował się ogród, w ogrodzie zaś nowy grobowiec, w którym jeszcze nikt nie był pochowany. Tam więc, ponieważ grobowiec był blisko, złożono ciało Jezusa ze względu na żydowski dzień przygotowania.
Czytaj dalej...
Miejsce na Twoją reklamę 300x250px
|