Maroko gra – Europa drży

2022-12-15, 14:49
Oceń ten artykuł
(1 głos)
Tadeusz Andrzejewski Tadeusz Andrzejewski

Gdy piszę ten komentarz (w poniedziałek 12 grudnia), jeszcze nie wiem, jaki będzie wynik półfinałowego meczu mistrzostw świata pomiędzy Francją a Marokiem, gdyż odbędzie się on dopiero dzień później. Wiem za to niemal na pewno, co się stanie ze stolicą Francji. Niezależnie od wyniku spotkania – Paryż spłonie.

 Żal Paryża, napisał oczekując na mecz jeden ze znanych piłkarzy w sieciach społecznościowych. Odsłonił tym samym prawdę o dzisiejszej Europie, jaką mainstream europejski próbuje za wszelką cenę maskować. Że jest bezsilna, nie mocna w rozumie, zdana na łaskę żywiołu, jakim się „ubogaciła”w ostatnich dekadach dzięki migracyjnej polityce swych elit. Z pewnością siły porządkowe Francji przed meczem są postawione w najwyższe z możliwych pogotowie, bo też wiedzą, co ich i stolicę czeka w trakcie spotkania i po jego zakończeniu. Francja jest faworytem, więc może wygrać. Z drugiej strony piłkarze Maroka na tym turnieju pokonali już nie jednego faworyta, więc i Francuzom mogą się dobrać do skóry.

Ale nie o emocjach sportowych chciałem pisać, tylko o rzeczy zgoła nie mającej nic wspólnego ze sportem. O Europie, która drży, gdy Maroko gra w piłkę z którąś z europejskich ekip. W tym przypadku Paryż jest w trwodze jednak nie z powodów sportowych, tylko z racji licznej diaspory marokańskiej, jaka „ubogaciła” Francję w skutek migracyjnej polityki jej władz i szerzej Unii Europejskiej. O samym procederze „ubogacania” przez granicę marokańsko-hiszpańską poprzez enklawę w Ceucie, napiszemy nieco później.

Tymczasem Paryż drży, bo niezależnie od wyniku meczu, spodziewa się albo dzikiej radości marokańskiej społeczności w przypadku awansu jej drużyny, albo takowegoż smutku z powodu jej przegranej. W każdej sytuacji dla Paryża oznacza to, że jego ulice, sklepy, kamienice będą dewastowane, palone, demolowane. Taki scenariusz jest niemal pewny, gdyż empirycznie już zdarzył się po wielekroć a to w holenderskim Roterdamie, a to belgijskiej Brukseli czy właśnie w samym Paryżu. Zadymy były po każdym meczu z udziałem piłkarzy z Maghrebu czy to z Belgami, czy z Brazylią, czy Portugalią. Dlatego też na początku felietonu z taką pewnością pisałem, że i tym razem trudno sobie wyobrazić inny bieg wydarzeń od tych, które obserwowaliśmy dotychczas. Zadymy rozpasanych czarnoskórych kibiców w miastach, które im dały przytułek i socjał oraz bezradność miejscowej policji. Potem standardowo, by nie powiedzieć rytualnie, następowały apele włodarzy tych miast, którzy potępiając wandalizm wzywali jednocześnie, by nie stygmatyzować całej społeczności, gdyż nie jest ona odpowiedzialna za burdy swych krewkich rodaków.

Przyznam, że ze szczególnym zażenowaniem oglądałem wypowiedź mera Brukseli Philippe Close, który z wystraszoną twarzą na tle kompletnie zniszczonej przez Marokańczyków stołecznej ulicy (nie pierwszy raz zresztą) powtarzał słowa, jakie wypływają z ust lewicowych polityków w takich przemocowych sytuacjach. Że on nie godzi się z przemocą, że takie dewastacje miasta budzą jego głęboki sprzeciw, że burdy – które nie mają narodowości ani koloru skóry – są złe. I podobne banały gadał. Nie wiem, co było dalej. Czy mer po tej swej wypowiedzi nie poddał się rytuałowi, jaki w takich okolicznościach zwykli odprawiać politycy spod znaku czerwonego płócienka, a więc malowania kolorowymi kredkami kwiatków, ptaszków bądź sześciotonalnych tęcz na zdewastowanym chodniku, by w ten sposób pokazać swoją nieustępliwą walkę z przemocą i agresją. Nie wiem, czy też potem nie przykląkł na jedno kolano w geście ekspiacji za to, że przecież choć i pośrednio, to jednak napiętnował czarnoskórych wychodźców z Maroka, co jest zbrodnią niesłychaną w świecie lewicowych utopii.

Wiem, że ten sam mer Philippe Close dosłownie kilka lat temu wręcz rozpływał się, gdy na konferencji zorganizowanej przez Komitet Regionów w Bukareszcie, a poświęconej wielokulturowości Europy, mówił po trzykroć co najmniej, że „Bruksela jest miastem kosmopolitycznym”, z czego jest on niezwykle dumny. Zamieszkuje ją co najmniej 30 proc. mieszkańców pochodzących z Afryki, Bliskiego Wschodu i innych części świata, co – rzecz jasna – niezwykle ją ubogaca i czyni wręcz modelowym przykładem polityki unijnej zwanej multi-kulti. Nie wspomniał wtedy ani słowem, że 30-procentową mniejszość kosmopolityzm interesuje do czasu, póki nie zdobędą większości w stolicy europejskich biurokratów. Wtedy Brukselę zamierzają przekształcić w swoją stolicę. Stolicę europejskiego kalifatu, co jest rzeczą wcale nie tak dalekiej przyszłości.

Bo „ubogacenie” Europy nielegalnymi migrantami odbywa się ciągle – z większym bądź mniejszym natężeniem. Jeżeli chodzi o naświetlenie obiecanej wyżej sytuacji w zamorskiej enklawie Hiszpanii w Ceucie, to „ubogacenie” tam odbywa się niejako falami. Bywają momenty zastoju, gdy wielometrowy płot z metalu i drutu kolczastego jest stosunkowo nie niepokojony przez podwładnych króla Maroka Muhammada VI. Jest to jednak spokój złudny, gdyż może on w każdej chwili zamienić się w prawdziwą bitwę z tysiącami napierających na granicę migrantami z krajów Maghrebu, których tylko z największym wysiłkiem próbują odpierać służby graniczne Hiszpanii. Przy tym walki graniczne przypominają prawdziwe sceny dantejskie z setkami ofiar po stronie napierających. Sceny te są zawsze nieomylnym znakiem dla polityków hiszpańskich i brukselskich, że czas płacić miliardowy haracz dla króla Muhammada, który uważa się za bezpośredniego potomka samego Mahometa z linii jego córki Fatimy. W przeciwnym razie król „ubogaci” Europę kolejnymi tysiącami swych niesfornych podwładnych.

I Europa płaci, jak kiedyś Rzym płacił barbarzyńcom, by ci odstąpili od najazdów na jego granice. Król Muhammad VI swą szkatułę wzbogaca w ten sposób kolejnymi miliardami (według Forbsa należy on do 10 najbogatszych ludzi na świecie), a elity europejskie modlą się jak umieją, by był mniej rozrzutny, gdyż wtedy czas na kolejną transzę będzie nieco dłuższy. W międzyczasie niektórzy z nich próbują tłumaczyć, jak ostatnio jeden z liberalnych polityków znad Wisły, że za ekscesy nie należy obwiniać całej społeczności z Maroka, bo w Polsce też są kibole, którzy czynią burdy, bitki i zamieszki, a przecież nikt za to nie piętnuje wszystkich Polaków. Przykład głupi, moim zdaniem, przyszedł do głowy politykowi. W Polsce bowiem kibole są wąską grupą bandziorów, z którymi w żaden sposób nie asocjuje się reszta społeczeństwa, tylko ją potępia i od niej się odcina. W przypadku burd Marokańczyków w różnych miastach Europy sytuacja jest zgoła odmienna. Są one, śmiem twierdzić, zjawiskiem kulturowym. Sądzę, że w ten sposób muzułmańska społeczność Maghrebu (a przynajmniej jej znacząca część) chce pokazać tubylcom, wykorzystując okazję grupowego przebywania w jednym miejscu tudzież bojowego nastroju z okazji meczu ich narodowej reprezentacji, co tak naprawdę myślą o swych gospodarzach, którzy ich przyjęli do swego świata, licząc na przyswojenie przez przyjętych ich „europejskich wartości”, dekadenckiej kultury, sposobu życia rozliczonego na brzuch i to co poniżej niego, bo do tego dziś mniej więcej sprowadza się sens życia przeciętnego wyalienowanego z tradycji przodków Europejczyka. Marokańczycy, wychowani w twardej muzułmańskiej kulturze po prostu gardzą takimi „wartościami”, jak i ich nosicielami, co im coraz bardziej demonstracyjnie okazują przy różnych okazjach. Finał tego zjawiska będzie jak w powiedzonku: Francja elegancja, Grecja dyskrecja i spoko Maroko. Elegancja Francji znika na naszych oczach, Grecy opuszczeni przez Unię dyskretnie migrantów przepuszczą w głąb kontynentu, zaś na końcu Maroko i jego król, odwołujący się w prostej linii do Mahometa, dopną swego...


Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego

Komentarze   

 
#9 PL-LT 2022-12-28 16:56
Sportowo Mundial był na wysokim poziomie. Ale jednak ten termin zimowy jakoś nie pasuje do tej imprezy. Zapewne był to jedyny taki przypadek i się nie powtórzy.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#8 Grzegorz 2022-12-20 20:54
Mundial i po mundialu, teraz czas szybko stroić choinkę.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#7 r.w. 2022-12-17 00:23
Europejskie kalifaty rosną w siłę...
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#6 Tomek 2022-12-16 00:33
Piłkarze Maroka będą jak to się mówi "gryźli trawę" żeby wywalczyć medal. Chorwatów czeka ciężki bój, choć to aktualni wciąż jeszcze wicemistrzowie świata będą faworytami sobotniej potyczki.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#5 Ryś 2022-12-15 20:49
Ja nie o sporcie,stylu gry i.t.p.a o przyszłości Europy i całego świata zachodniego.To są tylko pączki a kwiatki i owoce czekają nas w przyszłości,ponure prognozy.Nie chcę być pesemistycznym prorokiem,lecz sądzę że na trupie zgniłej Europy,która odstępuje od Boga rozkwitnie muzułmański chalifat.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#4 Janusz 2022-12-15 16:58
Faktem niezaprzeczalnym jest, że piłkarsko Maroko pokazało klasę. Może biało-czerwoni powinni się uczyć od nich zaangażowania, techniki, ambicji, walki z każdym bez względu na klasę rywala? Bo pokonywali przecież lepszych od siebie, Belgów, Hiszpanów czy Portugalczyków. A Polacy wyglądali na tym turnieju jakoś blado i nawet wyjście z grupy mało kogo cieszyło, patrząc na toporny i archaiczny styl gry.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#3 Janusz 2022-12-15 16:53
Dlaczego są te burdy? Bo Marokańczycy, wychowani w twardej muzułmańskiej kulturze, po prostu gardzą takimi zachodnimi zgniłymi „wartościami”, tym zachodnim zepsuciem moralnym i dekadencją.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#2 cc 2022-12-15 16:51
To smutne i zatrważające, ale prawdziwe: Europa płaci, jak kiedyś Rzym płacił barbarzyńcom, by ci odstąpili od najazdów na jego granice. Tylko na niewiele się to zdaje.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#1 Darek 2022-12-15 16:50
Niestety często do głosu dochodzą emocje, nie mające nic wspólnego ze sportem. Tzw. "kibice" zespołów reprezentujących świat islamu, toczą swoją wojnę z zachodnim światem. Płoną ulice Paryża, Brukseli, Londynu i innych miast, gdzie zamieszkują liczne wspólnoty arabskie. Zachód sam sobie zgotował ten los.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 

Dodaj komentarz

radiowilnowhite

EWANGELIA NA CO DZIEŃ

  • 28 marca 2024

    Wielki Czwartek

    J 13, 1-15

    Słowa Ewangelii według świętego Jana

    Przed świętem Paschy Jezus wiedział, że nadeszła godzina Jego przejścia z tego świata do Ojca. A ponieważ umiłował swoich, którzy mieli pozostać na świecie, tę miłość okazał im aż do końca. Podczas wieczerzy, gdy diabeł zajął się już tym, by Judasz, syn Szymona Iskarioty Go wydał, Jezus świadomy, że Ojciec przekazał Mu wszystko w ręce, a także, że od Boga wyszedł i do Boga wraca, wstał od wieczerzy, zdjął szatę, wziął płócienny ręcznik i przepasał się nim. Następnie wlał wodę do miednicy i zaczął obmywać uczniom nogi oraz wycierać je płóciennym ręcznikiem, którym był przepasany. Gdy podszedł do Szymona Piotra, ten zapytał: „Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?”. Jezus mu odpowiedział: „Tego, co Ja teraz czynię, ty jeszcze nie rozumiesz, ale później to pojmiesz”. Mimo to Piotr sprzeciwił się: „Nigdy nie będziesz mi umywał nóg!”. Jezus więc powiedział: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną”. Wtedy Szymon Piotr powiedział: „Panie, umyj mi nie tylko nogi, ale też ręce i głowę!”. Jezus mu odrzekł: „Ten, kto się wykąpał, nie potrzebuje jeszcze raz się myć, chyba za wyjątkiem nóg, gdyż cały jest czysty. I wy jesteście czyści, lecz nie wszyscy”. Powiedział: „Nie wszyscy jesteście czyści”, gdyż znał swojego zdrajcę. Po umyciu im nóg Jezus nałożył szatę, ponownie zajął miejsce przy stole i zaczął mówić: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy nazywacie Mnie Nauczycielem i Panem – i słusznie mówicie, bo Nim jestem. Jeśli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wasze nogi, również i wy powinniście sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam przykład, abyście tak postępowali wobec siebie, jak Ja postąpiłem względem was”.

    Czytaj dalej...
 

 

Miejsce na Twoją reklamę
300x250px
Lietuva 24Litwa 24Литва 24Lithuania 24