Wydrukuj tę stronę

Wojenka o krzesełko

2021-03-27, 09:00
Oceń ten artykuł
(4 głosów)
Tadeusz Andrzejewski Tadeusz Andrzejewski

Gdy po jesiennych wyborach parlamentarnych ukonstytuował się w naszym kraju nowy rząd, przybył też razem dla kraju nowy problem. Nagle – choć wcale spodziewanie – konserwatyści zaczęli kwestionować prawo prezydenta Gitanasa Nausėdy do reprezentowania Litwy na brukselskich szczytach Rady Europejskiej.

Dotychczas na unijne szczyty do Brukseli z Litwy zawsze jeździli prezydenci. Można byłoby uznać, że w ciągu ponad 10 lat członkostwa w UE już się  sformowała pewna polityczna tradycja w tej materii, której nikt w Wilnie nie kwestionował. Ba, sami konserwatyści ten niepisany konsensus popierali najpierw, gdy na spotkania unijnych liderów jeździł Valdas Adamkus, a po nim Dalia Grybauskaitė. Do Adamkusa nikt nie miał pretensji, bo przyjechał z Ameryki. Grybauskaitė zaś była chętnie i wszędzie promowana przez Tevynės Sąjunga po tym, gdy jej ówczesny przywódca Vytautas Landsbergis wygłosił historyczną apoteozę: „Odtąd niech Dalia będzie Lietuvos Dalia”, rozgrzeszając w ten sposób z ciemnej komunistycznej przeszłości swą pupilkę. Gdy prezydentem został Nausėda, też kontynuował tradycję wyjazdów do stolicy europejskich biurokratów, a konserwatyści milcząco to akceptowali, dopóki na urzędzie premierowskim był Saulius Skvernelis.

Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy rządowe stery przejęła nominantka konserwatystów Ingrida Šimonytė. Wraz z tą zmianą radykalnie też uległa przemianie doktryna konserwatystów, gdy idzie o zajmowanie litewskiego krzesełka w Brukseli. Partia jaskółcza zaczęła zażarcie wręcz kontestować prawo Nausėdy do reprezentowania Litwy w najwyższym unijnym gremium. Posypały się, jak z rogu obfitości, prawdziwe i fałszywe argumenty w rodzaju, że szefowa rządu będzie lepiej reprezentowała interesy naszego kraju na szczytach, które często rozstrzygają o sprawach finansowych; albo że do Rady Europejskiej UE inne kraje najczęściej delegują właśnie premierów, a nie prezydentów; albo wreszcie na koniec, że Šimonytė w odróżnieniu od Skvernelisa dobrze zna angielski (jakby Nausėda znał go gorzej od pani premier).

Składnie, należy przyznać, gadają konserwatyści, przebiegle argumentują, by tylko wytrącić stołek spod prezydenta. Nausėda jednak też nie milczy. Ma swoje argumenty, a najważniejszy z nich brzmi: „tęstinumas”. Czyli zasada kontynuacji w polityce zagranicznej również w wymiarze ułożonych już wcześniej tradycji personalnych, jeżeli chodzi o reprezentowanie kraju na międzynarodowych forach. Ta zasada nie musi się zmieniać w zależności od wyników wyborów, zdaje się tłumaczyć swym, pazernym na stołki, oponentom. I trzeba obiektywnie przyznać, że ten jeden argument prezydenta przeważy sto innych, którymi szermują konserwatyści. Jeżeli bowiem będziemy stosować logikę Kalego, że być dobrze tylko wtedy, gdy na unijne szczyty jeździ ten z premierów (względnie prezydentów) Litwy, który ma w kieszeni glejt konserwatystów, to wcześniej czy później skończy się całość międzynarodową kompromitacją naszej Bursztynowej Republiki. Prezydent Nausėda podniósł, zatem, obronną gardę, bojowo zapowiadając, że nie zamierza ustąpić. Partia Landsbergisa nastroszyła się w odpowiedzi jak jeżozwierz, co w sumie dla Litwy oznacza jedno – gorszącą wojenkę na górze o krzesełko.

Kto będzie w niej zwycięzcą – nie wiadomo. Sama zainteresowana, czyli premier Šimonytė, oświadczyła, co prawda polubownie, że „siłą nie będzie dążyła” do odbicia brukselskiego krzesełka od prezydenta. Przepychanek i szturchańców wokół mebla do siadania w Brukseli zatem nie będzie. Pokojowa deklaracja zwaliła pewnie ciężki kamień z prezydenckiego serca, ale prezydent nie powinien też całkiem zrelaksować się w tej sprawie, bo Šimonytė dodała jeszcze potem do swej pojednawczej wypowiedzi, że „naprawdę nie będzie też uciszać swych kolegów w Sejmie, jeżeli ci będą chcieli to pytanie wysuwać”. Na koniec zaś zasugerowała, że spór mógłby być rozstrzygnięty przez Sąd Konstytucyjny.

To, że konserwatyści pytanie w Sejmie będą chcieli wysuwać, jest bardziej pewne niż to, że po piątku będzie sobota. Już zresztą odgrażają się, iż zamierzają uchwalić specjalną ustawę krzesełkową, której nazwa, ani tym bardziej jej treść, na razie nie jest jeszcze podana do wiadomości publicznej. Dopytywany o to poseł Maldeikis powiedział jedynie, że to pilna tajemnica konserwatystów i więcej nic nie zdradził.

Jak Państwo pozwolą, to zaryzykuję i spróbuję, jako komentator, już dziś odgadnąć, co konserwatyści zamierzają wpisać do swego tajnego jak na razie aktu prawnego. W punkcie pierwszym ustawy z satysfakcją pewnie będzie odnotowane, że gdy prezydenci Adamkus i Grybauskaitė jeździli na szczyty unijne do Brukseli – to „być dobrze”. Gdy zaś Nausėda został prezydentem, gromiąc na głowę Šimonytė, to „być źle”. A skoro „być źle”, to w punkcie trzecim będzie orzeczone, iż Nausėda za karę zostaje pozbawiony brukselskiego krzesełka, które ma zająć po nim premier Šimonytė, bo zna angielski. Koniec ustawy.

Aha, jeżeli zaś chodzi o ananas w postaci Trybunału Konstytucyjnego, to na miejscu konserwatystów tak bardzo bym się nie gorączkował z jego  angażem. Tutaj bowiem babka na dwoje wróżyła, więc niekoniecznie ma wypaść po chcicy konserwatystów. Może paść wyrocznia i w drugą stronę, bo w Konstytucji, jako żywo, nic nie ma na temat, kto w ramach swych konstytucyjnych obowiązków w dziedzinie polityki zagranicznej ma jeździć do Brukseli. W Konstytucji, jak dobrze pamiętam, stoi, że prezydent prowadzi politykę zagraniczną państwa w porozumieniu z rządem. Pytanie, kto w ramach tego prowadzenia, ma jeździć do Brukseli na szczyty Rady Europejskiej, to pytanie w rodzaju, czy prezydent może dłubać sobie w nosie. Celowo wpisałem tak absurdalne porównanie, by pokazać absurdalność zachowań polityków, którzy zamiast porozumieć się w ramach kultury politycznej i utartych już tradycji, wolą zwalać na barki sędziów Trybunału Konstytucyjnego pytania natury personalnej, które musieliby wyinterpretować, wróżąc trochę z fusów kawy, a czym Trybunał (trzecia władza) zdecydowanie nie powinien się zajmować.

Argument konserwatystów, że w większości przypadków kraje członkowskie delegują na unijne szczyty premierów, nie prezydentów, jest trafny jak kula w płocie. W większości jeżdżą premierzy, bo w większości unijnych krajów obowiązuje system gabinetowo-parlamentarny. We Francji, na przykład, jest jednak system prezydencki, dlatego francuskie krzesełko w Radzie Europejskiej obsadza regularnie Emanuel Macron. Na Litwie obowiązuje system mieszany, dlatego, jak już pisałem, problem ma być rozstrzygnięty w ramach konsensusu politycznego i utartej już tradycji.

W ferworze dyskusji, narzuconej przez konserwatystów, chciałby ich na koniec dopytać, co by ewentualnie rzekli za 4 lata, gdyby w wyborach prezydenckich poszczęściło się ich kandydatowi Gabrieliusowi Landsbergisowi (bo wiewiórki szepcą, że będzie kandydował). Czy wówczas też nalegaliby, żeby do Brukseli jeździł premier, czy raczej ich doktryna krzesełkowa uległaby kolejny raz kardynalnej zmianie o 180 stopni?

Ładu między premierem a prezydentem w groteskowej przepychance o brukselskie krzesełko nie będzie. Konflikt w tej sprawie jest zaprogramowany zarówno przez niedawną przeszłość, jak też przyszłość. Konserwatyści po sromotnej klęsce prezydenckiej będą teraz na wszelkie sposoby starać się odkuć na swym krzywdzicielu. Będzie to ich rewanż, ale też kalkulacja na przyszłość, by pozbawić konkurenta atutów w polityce zagranicznej i na tyle go osłabić, aby dać szansę prezydencką Landsbergisowi juniorowi, w którym jego dziadek inwestuje swoje własne zawiedzione nadzieje...

Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego

Komentarze   

 
#13 stach 2021-03-31 14:03
wojenka o krzesełko tak śmieszna że aż żałosna
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#12 Ireneusz 2021-03-30 22:30
"W ferworze dyskusji, narzuconej przez konserwatystów, chciałby ich na koniec dopytać, co by ewentualnie rzekli za 4 lata, gdyby w wyborach prezydenckich poszczęściło się ich kandydatowi Gabrieliusowi Landsbergisowi (bo wiewiórki szepcą, że będzie kandydował). Czy wówczas też nalegaliby, żeby do Brukseli jeździł premier, czy raczej ich doktryna krzesełkowa uległaby kolejny raz kardynalnej zmianie o 180 stopni?" - taka to już pokrętna logika...
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#11 wileński 2021-03-30 10:18
Toczą prymitywny bój o krzesełko jakby nie było naprawdę poważnych problemów w kraju. Wstyd!
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#10 Młynarz 2021-03-29 21:28
Niestety Nauseda przez brak politycznego doświadczenia też jest trochę marionetkowy prezydent. Omotany przez polskojęzycznych pseudodoradców, wśród których Niewierowicz i Radcenko - ich rzeczywistym mocodawcą jest Okińczyc, który rozgrywa własne gierki.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#9 Wojak 2021-03-29 20:17
Apeluję, aby konserwatystów nie nazywać już konserwatystami - ewentualnie konserwami - poglądami bliżej im do liberałów i lewicy - z konserwatywnymi poglądami nie mają nic wspólnego - jedynie antypolskość im została.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#8 Paweł 2021-03-29 20:14
"Nagle – choć wcale spodziewanie – konserwatyści zaczęli kwestionować prawo prezydenta Gitanasa Nausėdy do reprezentowania Litwy na brukselskich szczytach Rady Europejskiej."

Coś się zmieniło w prawie Litwy??? Jakoś jak rządziła Grybauskaite to konserwom nie przeszkadzało???
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#7 Jacek 2021-03-29 14:39
Konserwatyści są przebiegli i niedoświadczony politycznie Nauseda ma trudne zadanie przeciwstawić się machinie propagandowej ludzi nawykłych do manipulacji jeszcze od czasów sowieckich. Zresztą Nauseda dał się otoczyć wianuszkiem "doradców" którzy niekoniecznie będą mu mądrze doradzać. Ale to już jego błąd i jego problem.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#6 marcin 2021-03-29 13:47
Ładu między premierem a prezydentem w groteskowej przepychance o brukselskie krzesełko i szans na szybkie rozwiązanie tego absurdalnego sporu szybko nie widać.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#5 Aleks 2021-03-29 13:45
Konserwy jako że wyjątkowo pazerni to zamierzają wysadzić prezydenta z krzesełka na unijne szczyty. A Nausėda bojowo zapowiada, że nie zamierza ustąpić w tym boju o krzesełko. Partia Landsbergisa nastroszyła się w odpowiedzi jak jeżozwierz, co w sumie dla Litwy oznacza jedno – gorszącą wojenkę na górze o krzesełko. I totalną kompromitację na arenie międzynarodowej.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#4 Paweł 2021-03-27 17:12
Obecny rząd nie ma najmniejszego pomysłu na gospodarkę, infrastrukturę, ochronę zdrowia czy pomoc społeczną - mają za to pomysły na wprowadzanie różnych ideologicznych głupot. Tak łatwiej, bo tutaj nie trzeba za wiele myśleć.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 

Dodaj komentarz