Wydrukuj tę stronę

Rząd młodzieńczy, rząd chaotyczny?

2020-11-28, 10:42
Oceń ten artykuł
(5 głosów)
Tadeusz Andrzejewski Tadeusz Andrzejewski

Kandydatka na premiera Ingrida Šimonytė przymuszana przez media i opinię publiczną w końcu pokazała listę kandydatów na ministrów w jej przyszłym rządzie. Gdy już pokazała, okazało się, że eksperci i politolodzy nie mieli zbyt dużo do powiedzenia na temat pokazanych. Za główną  zaletę nowego rządu  uznano młody wiek przyszłych ministrów, ich nieuwikłanie się w układy resortowe oraz to, że na liście ministerialnej jest dużo kobiet.

Zanim jednak Šimonytė położyła listę kandydatów na ministrów na biurku prezydenckim do oceny, zdarzyły się też nieoficjalne przedbiegi w tej materii w stylu „wykradnięcia” brulionu przyszłej pani premier z nazwiskami, by je potem upublicznić w mediach. „Wykradnięte” nazwiska pojawiły się po to, oczywiście, by przesondować niektóre z nich pod kątem zgody na objęcie resortów, do których „nikt się nie pali”. Znana to sztuczka, która raczej pokazuje nie na niewłaściwe przechowywanie swych brulionów przez panią premier, tylko na krótką i ubogą ławkę konserwatystów do ministerialnych stołków.

„Nie z nami te numery, Bruner”, odpowiedział jednak na wywiadowczo-badawczy styl Šimonytė wywołany w ten sposób do tablicy Rokas Masiulis, którego w brulionie zapisano jako kandydata na ministra ochrony zdrowia. Omnibus polityczny konserwatystów odpowiedział Šimonytė też za pośrednictwem mediów, że nikt z nim w tej sprawie nie rozmawiał. On aktualnie jest poza polityką, więc „viso gero”.

Po odmowie Masiulisa padło na Arūnasa Dulkysa jako na przyszłego szefa resortu zdrowia, który to Dulkys akurat okazał się być wolnym strzelcem, jako że prezydent Nausėda właśnie go zwolnił z pełnienia obowiązków szefa urzędu kontroli państwowej. Nie przedłużył mu kontraktu, ponieważ uznał, że Dulkys był zbyt pasywny na tym stanowisku. Zobaczymy, czy się przemieni w aktywnego na trudnym przecież urzędzie z racji pandemii, o ile w ogóle Nausėda zgodzi się na jego kandydaturę, oczywiście.

W brulionie pojawiło się też nazwisko Kaščiūnasa Laurynasa, jako kandydata na ministra obrony. Pewnie wielu – czytając coś takiego – długo przecierało oczy ze zdumienia. Inni z kolei zapewne uznali to za żart. Ale niektórzy – możliwe – też zadrżeli ze zgrozy: a nuż prawda?!  Na szczęście nie była to prawda, bo ostatecznie na liście do zatwierdzenia dla prezydenta pojawiło się nazwisko Arvydasa Anušauskasa, a my wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Uff, na razie żadna wojna nam nie grozi, bo w przypadku Kaščiūnasa różnych numerów można było oczekiwać od polityka pokroju litewskiego Le Pena.

O ile na stołek ministra zdrowia nikt się z koalicjantów „nie palił”, o tyle na resort oświaty i sportu palili się, można rzec, wszyscy. Każdy chciał mieć ministerstwo pod swoją kuratelą, gdzie tak dużo ogłaszanych jest zamówień, publicznych przetargów, etc. Liberałowie mają przecież szczególne uzdolnienia w ich korzystnym dla siebie organizowaniu. A na dodatek dla „Laisvės” partii ważne było pryncypialnie dorwać się do możliwości edukowania młodzieży. Edukowania według kanonów propagowanych przez tę partię, a więc w duchu genderyzmu z jego głównym „naukowym” przesłaniem o nieistnieniu naturalnej, wrodzonej płci.

Szczęściem, tym razem konserwatystom wystarczyło rozsądku, by nie oddać swej skrajnie zideologizowanej przybudówce kluczowego dla wychowania przyszłych pokoleń ministerstwa. Pokieruje nim konserwatystka, profesor z Kowna Jurgita Šiugždinienė. Nam, litewskim Polakom, cieszyć się z tej okazji wypada z wielką ostrożnością. Wiemy bowiem zbyt dobrze, co znaczą często dla polskiej oświaty profesorowie z Kowna.

Sprawy zagraniczne w nowym rządzie mają przypaść Landsbergisowi juniorowi, który ponoć na to stanowisko ma się nadawać. Był przecież kiedyś którymś tam sekretarzem w ambasadzie, zasiadał w Parlamencie Europejskim, jest wnukiem Vytautasa Landsbergisa. Więc referencji powinno wystarczyć, by prezydent zaakceptował kandydaturę. Co jednak jego nominacja może oznaczać dla polityki zagranicznej naszego kraju? Moim zdaniem, mówiąc obrazowo, jeszcze mocniejsze trzymanie się spódnicy niemieckiej pani kanclerz w polityce europejskiej oraz – niestety – przejście na tony „szorstkiej przyjaźni” z Warszawą. W tym ostatnim przypadku mieliśmy już pierwszą próbkę, gdy Gabrielius Landsbergis, nawet jeszcze nie pełniąc urzędu, zdążył już za pośrednictwem Šimonytė przekazać polskiemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, który gościł w Wilnie z oficjalną wizytą, swe przyjacielskie zaniepokojenie stanem demokracji w Polsce. Przyszły szef resortu spraw zagranicznych – można domniemywać – będzie ciągle zaniepokojony polską demokracją, ponieważ wiedzę na jej temat czerpie głównie od polskiej totalnej opozycji. Litewscy konserwatyści na arenie europejskiej są bowiem podczepieni pod Platformę Obywatelską, z którą są w jednej rodzinie politycznej – Europejskiej Partii Ludowej i w Parlamencie Europejskim zawsze zgodnie z nią głosują przeciwko Polsce we wszystkich antypolskich rezolucjach. Tak czy inaczej pewne jest, że z ust Landsbergisa juniora nigdy raczej nie usłyszymy słów wypowiedzianych swego czasu przez premiera Sauliusa Skvernelisa, że Litwa nigdy nie podniesie ręki przeciwko Polsce w jej sporze z Komisją Europejską.

Przyszły rząd, niewątpliwie, będzie wiekowo najmłodszym ze wszystkich dotychczasowych. Połowa ministrów jest bowiem w wieku lekko (albo trochę bardziej) po trzydziestce. Zaleta ta może okazać się jednak pałką o dwóch końcach. Zaprzyjaźnieni z rządzącymi politolodzy podkreślają w tym kontekście, że młodzi, często wyrwani bezpośrednio ze szczebla samorządowego, ministrowie (Kacparas Adomaitis, Ewelina Dobrowolska) będą wolni od uwikłań i układów kumulujących się we wszystkich litewskich ministerstwach, co było zawsze kulą u nogi dla każdego nowego ministra. Pytanie jednak, czy młodzi, bez doświadczenia i chociażby minimalnego rozeznania w sprawach wielkiej polityki ministrowie potrafią sobie poradzić z układami, czy raczej odwrotnie to koterie ich wciągną jak trzęsawiska nieostrożnego podróżnika. Na dodatek jeszcze w przypadku Dobrowolskiej nawet koalicjanci stawiają zapytanie o jej kompetencje (nie ma nawet magisterskich studiów), że nie wspomnę już o jej ideologicznych odchyłach, tak dalekich od konserwatyzmu jak Lizbona od Władywostoku.

Puentując można pokusić się o stwierdzenie, że Šimonytė modelując taki, a nie inny personalny skład rządu celowo pozbawiła go walorów politycznego doświadczenia i obeznania. Uszyła gabinet pod własną garsonkę wiedząc, że czeka go wiele trudnych wyzwań i niepopularnych decyzji w walce z trwającym wciąż koronakryzysem, którego końca przewidzieć nikt nie jest w stanie. Młodymi i niedoświadczonymi politykami przecież łatwiej będzie sterować i zarządzać. Czy ktoś uwierzy, że premierowi postawiłaby się np. w sprawie radykalnych cięć budżetowych nowa minister finansów zaledwie trzydziestokilkuletnia Gintarė Skaistė, która znana jest tylko z tego, iż ma dobre zagraniczne wykształcenie ekonomiczne. A mediom brukowym, że wiele lat temu była przyłapana przez policję za jazdę na podwójnym gazie. Swoje odpokutowała, więc nie czepiamy się, ale pytanie o jej wagę polityczną jest raczej retoryczne...

Kalkulacja Šimonytė na młodość może się jednak nie sprawdzić. Bo, owszem, rząd będzie pełen młodzieńczej werwy i spontaniczności, ale zarazem chaotyczny i niekompetentny.

Tadeusz Andrzejewski,
radny rejonu wileńskiego

Komentarze   

 
#24 Igor 2020-12-15 19:22
Cytuję czytelnik:
Dobrovolska była wybrana do sejmasu głosami Litwinów. W rejonie solecznickim zebrała zaledwie 50 głosów, a jej cała partia jedynie 2 procent. Natomiast na Polaków z listy AWPL-ZChR oddano aż 9 tysięcy głosów. To jest dobry przykład prawdziwego głosowania Polaków, bo rejon solecznicki jest zamieszkały w 80 procentach przez Polaków.


Dlatego nie można mówić, że jest to reprezentantka polskiej społeczności. Zresztą Dobrovolska sama nie czuje się Polką, o czym mówiła publicznie w czasie kampanii.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#23 Etna 2020-12-15 19:21
Rząd zaprzysiężony - mam obawy co do jego jakości oraz praworządności
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#22 czytelnik 2020-12-10 15:31
Dobrovolska była wybrana do sejmasu głosami Litwinów. W rejonie solecznickim zebrała zaledwie 50 głosów, a jej cała partia jedynie 2 procent. Natomiast na Polaków z listy AWPL-ZChR oddano aż 9 tysięcy głosów. To jest dobry przykład prawdziwego głosowania Polaków, bo rejon solecznicki jest zamieszkały w 80 procentach przez Polaków.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#21 Gorzym 2020-12-09 20:05
Po nominacjach od razu widać, że będzie to ideologiczna zmiana. Zapewne wielokrotnie będą podejmowane próby "ugenderowienia" Litwy...
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#20 obserwator 2020-12-07 15:38
"Simonyte modelując taki, a nie inny personalny skład rządu celowo pozbawiła go walorów politycznego doświadczenia i obeznania. Uszyła gabinet pod własną garsonkę"
A może raczej pod garsonkę obozu landsbergistów, którzy chcą mieć absolutnie wszystko pod kontrolą. Rząd pełen niedoświadczonych i politycznie nieobytych ministrów może być łatwym narzędziem do manipulowania i sterowania z tylnych siedzeń.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#19 Janusz 2020-12-04 20:00
Powiązania pewnych osób z KGB-istami budzą uzasadniony niepokój, bo jak wiadomo służby są wszechobecne.
Jest się czego obawiać.
Jak podają media, ojciec Tapinasa, który tak agresywnie atakował Polaków, a także ojciec nowo wybranej w wyniku ostatnich wyborów marszałek sejmu Čmilytė-Nielsen, otóż ci panowie zajmowali wysokie stanowiska w KGB. Dlatego powstają obawy, jak ten fakt będzie wpływał na litewską politykę.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#18 Staszek 2020-12-02 10:56
Z różnych informacji, które z mediów ale i z
otoczenia prezydenta docierają do opinii publicznej o tworzeniu rządu wynika, że to raczej słaby skład osobowy i jest wiele kandydatur budzących poważne zastrzeżenia i obawy o ich kompetencje, wykształcenie, doświadczenie itp.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#17 Milda 2020-12-01 20:59
"Gabrielius Landsbergis, nawet jeszcze nie pełniąc urzędu, zdążył już za pośrednictwem Šimonytė przekazać polskiemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, który gościł w Wilnie z oficjalną wizytą, swe przyjacielskie zaniepokojenie stanem demokracji w Polsce. Przyszły szef resortu spraw zagranicznych – można domniemywać – będzie ciągle zaniepokojony polską demokracją, ponieważ wiedzę na jej temat czerpie głównie od polskiej totalnej opozycji."

Trzeba być niezwyklym arogantem żeby tak butnie zwracać uwagę głowie państwa polskiego, zwłaszcza kiedy świeżo na Litwie doszło do wielu przypadków złamania prawa podczas wyborów względem Polaków a nawet nawoływań do fizycznej rozprawy.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#16 Ryś 2020-12-01 20:49
Dla mnie Szymonite bardzo przypomina byłą preydent grybovę i status w wszytkim się nakłada.Natomiast młody Lansbergis w swej mentalności i zaczowaniu się jes kopią polakożercy dziadka.Już tylko te dwie osoby dają wielki powód do zastanowienia się o "tęczowej"pszyszłości naszego nieszczęsnego państewka,a co wtedy mówić o losie prostego narodu...
Cytować | Zgłoś administratorowi
 
 
#15 Jonas 2020-12-01 20:32
Cytuję Jerzy:
Zawsze gdy landsbergiści byli u władzy to mniejszości narodowe były dociskane, już przez to przechodziliśmy.

I na szczęście zawsze z tego wychodziliśmy silniejsi i bardziej zjednoczeni. Tak będzie i tym razem.
Cytować | Zgłoś administratorowi
 

Dodaj komentarz