Najbardziej udało się w mijającym roku, w moim wybiórczym pojęciu, partii chłopskiej i zielonych. O wyborach sejmowych myślę tutaj, oczywiście. Chłopi, którzy wcześniej mieli duży problem w przedarciu się do parlamentu, tym razem wybory wygrali w cuglach. Wygrywając bezkonkurencyjnie w II turze, przy tym mocno nosa utarli konserwatystom.
Posługując się więc jedynie zimną logiką stwierdzamy, że to, co się udało chłopom, konserwatystom z goła się nie udało. Kandydaci Tevynes Sajungi, przebierając przed drugą turą nogami, już mierzyli sobie ministerialne muszki i fraki, aż tu jak grom z nieba spadło na nich jakieś odium. W II turze zaliczyli taką klęskę, jakiej nigdy wcześniej w historii. Dość powiedzieć, że sejmowe gwiazdy konserwatystów spadały z firmamentu po II turze jak deszcz meteorytów w gwiaździstą noc. Najboleśniejszy jednak był fakt, że strącali ich stamtąd wcześniej nikomu nieznani agronomi, farmerzy, weterynarze.
Jeżeli przy wyborach jesteśmy, to nie możemy nie odnotować, że nie udało się w nich nie tylko konserwatystom, ale i Partii Pracy. Tej ostatniej nie udało się tak bardzo, że nawet nie dostała się do Sejmu, spadając pod kreskę wyborczą. Złośliwcy twierdzą, że wszystko przez byłego prezesa tej partii Uspaskicha. Jak plotka gminna uparcie głosi, Uspaskichowi sąd darował życie (tzn. uwolnił od apartamentu za kratkami) w zamian za polityczną odstawkę. Viktoras wybrał odstawkę, ale wyborcy za to nie wybrali jego partii. Świadczyłoby to o tym, moim zdaniem, że wcześniej wyborcy głosowali wybitnie na jego mądre okulary.
Pozostając dalej w temacie, nie możemy pominąć wyborczego seppuku premiera (teraz już eks) Butkevićiusa, który jako pierwszy urzędujący szef rządu z ramienia socjaldemokratów przegrał w mateczniku tej partii w Wyłkowyszkach. Wcześniej liderzy „czerwonego goździka” tam zawsze wygrywali. Tym razem jednak Butkevićiusa na deski odprawił niejaki Smirnowas, z chłopskiej partii oczywiście. Prywatnie krzywdziciel premiera jest mistrzem walk wschodnich i ojcem 5 dzieci. Po wyborach ta ostatnia informacja, owszem, się potwierdziła: Smirnowas ma 5 dzieci, ale i trzy żony.
Ale wracając do tych, którym się udało, nie możemy wprost nie wspomnieć aktualnego premiera Sauliusa Skvernelisa. Skvernelis był jeszcze ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Butkevićiusa, gdy zasłynął z głośnej rozmowy telefonicznej z ówczesną przewodniczącą Sejmu Loretą Graużiniene. Graużiniene zadzwoniła do Skvernelisa po nocy przerażona ucieczką z katałaszki groźnego recydywisty, który, uchodząc pilnującym go policjantom, gwizdnął na domiar złego im jeszcze kałasznikowa. Spanikowana Graużiniene domagała się od ministra osobistych działań, ten jednak spokojnie oświadczył, że chce spać, bo jutro ma wczesną delegację do Brukseli, a bandytę łapią jego podwładni. Po wyłuszczeniu swego stanowiska w sprawie recydywisty Skvernelis niegrzecznie odłożył słuchawkę. Ludziom jednak profesjonalizm ministra się spodobał, więc przy kolejnych wyborach wynieśli go na fotel premiera.
Kontynuując ranking tych, którym się udało, musimy koniecznie wspomnieć o słynnej w naszym kraju familii Żemkalnys-Landsbergisów. Otóż seniorowi familii Vytautasowi jeszcze w roku poprzednim udało się na szefa konserwatystów, którym sam przewodził przez dłuuuuugie lata, mianować swego wnuka Gabrieliusa. Mimo niemowlęcego wieku, jeżeli w kategoriach politycznych byśmy policzyli, Gabrieliusowi udało się zostać nie tylko liderem jednej z największych litewskich partii, ale i otrzymać jej nominację na premiera. Landsbergis junior, jak wtajemniczeni twierdzą, nawet płatne lekcje z erystyki zaczął pobierać od niemieckich mistrzów po to, by funkcję premiera z dostojnością pełnić, ale starania, niestety, okazały się daremne. Pomysł z premierostwem nie wypalił, gdyż, jak już pisałem na początku, konserwatystów w decydującej II turze wyborczej zmiażdżyli chłopi.
Nasza rubryka „Udało się, nie udało się” nie byłaby pełna, gdybyśmy pominęli w niej prezydent Dalię Grybauskaite. Panią prezydent trochę przy końcu pisaniny potraktowaliśmy, bo miniony rok jej się udał, powiedzmy, średnio. Prezydent bardzo pragnęła, o czym wszystkie wiewiórki po drzewach szeptały, by nowy rząd w naszym kraju tworzyli jej pupile: konserwatyści i liberałowie. I tutaj jej zdecydowanie się nie udało. Obydwie partie bowiem po regalia władzy nie sięgnęły, bo kto inny to uczynił, więc prezydenckie pupilki musieli obejść się smakiem. Natomiast prezydent się udało, jak znowu od wiewiórek wiemy, wymusić na nowej władzy, by na stanowisku szefa dyplomacji został Linas Linkevićius. Grybauskaite bardzo nawidzi Linkevićiusa, bo – jak już po raz trzeci powołamy się na wiewiórki - jest jej jako dyplomata bardzo powolny. Generała w spódnicy zawsze słucha wyprostowany na baczność.
To tyle było by tytułem podsumowań na kończący się właśnie rok. Nowego 2017 Roku życzę politykom tak dobrego, by za 12 miesięcy znowu było o czym pisać.
Tadeusz Andrzejewski
Komentarze
Jedyna formacja, której nie można zarzucić deprawacji, to AWPL-ZCHR. Dlatego w minionym roku była tak wysoko oceniana w sondażach i dobrze wypadła w wyborach, pomimo stałej nagonki w wielu mediach, także niektórych polskojęzycznych.
Młody Landsbergis wyglada smiesznie. Nie potrafi ukryć emocji i ma nerwową mimikę. Musi jeszcze poćwiczyć techniki u tych speców zagranicznych. Frustracja rozsadza ich od środka.
Bardzo fajny artykuł
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.