Zapraszam Państwa do wyprawy w XIX wiek, życząc przyjemnej podróży w przestrzeni i czasie. Przysłuchamy się melodii wygranej na klawiszach bruku wileńskiego przez lekkie końskie kopyta, z hałaśliwego grona studentów Imperatorskiego Uniwersytetu Wileńskiego wyłuskamy Adama Mickiewicza – młodziutkiego poetę… – w taki sposób Alicja Dzisiewicz (na zdjęciu) autorka książki „Trochę Wilna z Mickiewiczem w tle” zaprasza do lektury publikacji, która nieco inaczej niż dotychczas, ukazuje nam Wieszcza.
Czytelnikom „Tygodnika Wileńszczyzny” pani Alicja opowiedziała o swojej pracy nad książką, która powstała pod czujnym okiem, a raczej duchem, samego poety. Wszak to właśnie praca w Muzeum Adama Mickiewicza, która wypełnia jej codzienność zmotywowała do uzupełnienia i opublikowania materiałów, które wcześniej ukazywały się na łamach miesięcznika „Magazyn Wileński”.
O Wieszczu tyle już napisano, niemniej jednak jego twórczość i osobowość wciąż są powodem ciekawych odkryć, inspiracji do pisania i opowiadania. Kiedy i w jaki sposób Mickiewicz „wkroczył” w Pani życie i, że tak się wyrażę, „zawładnął sercem”?
Pierwsze zetknięcie z poezją Wieszcza na pewno było w Szkole Średniej nr 29 (obecnie Gimnazjum im. Szymona Konarskiego), w której się uczyłam. Chociaż jako dziecko nie wyczułam Mickiewiczowego geniuszu: był jednym z licznych autorów, których się omawiało w szkole. Dopiero później zrozumiałam, że Mickiewicz jest osobą, którą można i którą trzeba zgłębiać: da się pokochać i jako wykładowca, i jako dziennikarz, i jako poeta, i jako pisarz, i jako nauczyciel, da się pokochać jako zwykły człowiek, żyjący w konkretnym miejscu i otoczony konkretnymi osobami.
Kiedy to zgłębianie w Pani przypadku zaczęło się tak profesjonalnie?
Na pewno na studiach – ukończyłam polonistykę w ówczesnym Wileńskim Instytucie Pedagogicznym. Chociaż, przyznam, że na te studia trafiłam „przypadkowo”. Na maturze świetnie zdałam fizykę i, pełna wiary w siebie, zastanawiałam się nad studiowaniem tego akurat kierunku. Zebrałam dokumenty i udałam się na uczelnię, żeby stanąć przed komisją. Przychodzę, a w auli, gdzie przyszli studenci składali podania na studia, ogromna kolejka do „fizyków”. Rozglądam się i widzę, że do innej komisji zaledwie kilka osób stoi, pytam, co to za kierunek. Dowiaduję się, że to na kierunek polonistyka-historia. Pomyślałam wtedy sobie, że zawsze lubiłam historię, byłam dobra z polskiego i na ten kierunek złożyłam dokumenty. W taki oto niepoważny sposób znalazłam się jako studentka polonistyki na wydziale u wspaniałego językoznawcy Genadiusza Rakitskiego.
Na korytarzu wydziału polonistyki wisiał ogromny portret Mickiewicza, był on przez kogoś pocięty nożem. Profesor Rakitski wiedział, że moim hobby było malarstwo i zlecił mi naprawienie portretu. Jeszcze w szkole na lekcjach ciągle coś tam malowałam w zeszytach. Jak się okazało, moje zdolności plastyczne przydały się: dostąpiłam zaszczytu naprawiania podobizny Wieszcza. Widocznie zbyt długo podczas pracy nad portretem patrzyłam Mickiewiczowi w oczy, bo urzekł mnie i swoją twórczością, i osobowością.
Pani życie zawodowe jest związane ze szkołą, słynną „Mickiewiczówką” (Liceum im. Adama Mickiewicza w Wilnie) oraz z Muzeum Adama Mickiewicza. Rozumiem, że te prace wpłynęły na zgłębianie twórczości Wieszcza i przyczyniły się do powstania książki.
Po studiach rozpoczęłam pracę nauczycielki języka polskiego i historii w szkole. Praca pedagoga wymaga kreatywności, żeby przekazać młodzieży nieco więcej niż tylko tyle, że Mickiewicz wielkim poetą był. Praca pedagogiczna i doświadczenie przydały się mi, gdy od 2002 roku zaczęłam pracę jako kustosz w Muzeum Adama Mickiewicza przy Bibliotece Uniwerstetu Wileńskiego. Żeby solidnie się przygotować do oprowadzania grup, poświęciłam wiele czasu na to, żeby przestudiować wszystko, co wpadało w moje ręce o Mickiewiczu. Musiałam zmieniać treść i styl opowiadania, żeby dostosować się do poziomu grupy. Musiałam nauczyć się mówić do każdego inaczej i absolutnie o innych rzeczach. Dla uczniów, np. można opowiadać o dzieciństwie Adasia, o jego zwierzętach, o ciekawostkach z czasów studenckich. Z kolei dla profesora wyszperana w źródłach ciekawostka o zbójach grasujących w ponarskich lasach, może być potraktowana tylko jako „przerywnik” w poważniejszej prelekcji.
Rozumiem, że część tematów, które zawiera publikacja, została podyktowana właśnie przez turystów zwiedzających muzeum?
Część tematów – tak. Przed 10 laty Muzeum Adama Mickiewicza w Wilnie odnowiło tradycję tak popularnych w międzywojennym Wilnie Śród Literackich. Na te spotkania też przygotowywałam odczyty. Potem były one publikowane na łamach „Magazynu Wileńskiego”. Kiedyś jedna z koleżanek-przewodniczek na sugestię, że w „Magazynie” ukazał się kolejny mój artykuł, odpowiedziała: „Alu, wydałabyś wreszcie książkę, bo te artykuły w gazecie, przeczytam, zgubię i zapomnę, natomiast książkę będę miała na zawsze”. No i była motywacja… Chociaż niełatwo było mi odważyć się na wydanie własnej książki.
Dlaczego?
Przygotowując artykuły, czytałam wiele książek wydanych przez profesorów, którzy całe swoje życie poświęcili badaniu życia i twórczości Wieszcza. Nie jestem profesorem. Z artykułami było łatwiej: były one swoistym podsumowaniem tematu, który mnie zainteresował, który musiałam zgłębić, żeby przekazać go zwiedzającym. Jako kustosz i przewodnik, muszę znać miasto od podszewki: np. jak wyglądała sprawa wody pitnej czy kanalizacji w dawnym Wilnie. Kiedy odnajdywałam jakiś temat, który mnie zainteresował, a który można było opracować pod jakimś jednym kątem, pisałam artykuł, żeby dotrzeć z tą informacją do szerszego grona czytelników. Z kolei książka jest poważną publikacją, która dociera do bardzo szerokiego grona odbiorców. Dlatego należało najpierw zorientować się, czy zebrana przeze mnie informacja potrafi to grono zainteresować, czy książka znajdzie nabywcę. Tym bardziej, że wydałam ją własnym nakładem. Mam nadzieję, że poruszane tematy zaintrygują czytelników, a niektóre, być może, pozostawią niedosyt i zainspirują do własnych badań i odkryć.
Wilno z Mickiewiczem w tle… Kto jest właściwie bohaterem publikacji: Wieszcz, czy Gród nad Wilią?
W czasach Mickiewicza Wilno – to dzisiejsza Starówka, czyli niecka dookoła rzeki i 13 przedmieść, które przyjezdni traktowali jako jedno duże, ponieważ nie wiadomo było, gdzie się jedno kończy, a zaczyna następne. Za tymi przedmieściami były jeszcze wsie i bory. Mickiewicz przyszedł na świat trzy lata po trzecim rozbiorze Polski, który spowodował m.in., że czasy stały się niespokojne i pojawiły się szanse dla działań bezprawnych. Np. w lasach ponarskich grasowała banda, którą bardzo długo nie dało się złapać. Bandą kierował Dionizy Piekarski, który był lokajem u pana, nauczył się trochę francuskiego, nabrał ogłady, nie wyglądał na rozbójnika, a tym bardziej na przywódcę 200-osobowej zgrai, składającej się z kilku grup. Spokojnie sobie grasował w podwileńskich lasach. Zgraja wsławiła się tym, że gdy wojsko carskie otoczyło lasy, gdzie się ukrywali, to rozbójnicy wystroili się w szyk wojskowy i z armatami przemaszerowali przez Wilno, ukrywając się w lasach z innej strony miasta. Po latach złapano Piekarskiego i skazano na ścięcie. Z czasem w Anatomikum, czyli w teatrze anatomicznym, pojawił się i przez wiele lat był przechowywany preparat anatomiczny – głowa zbója. Czy była to głowa Piekarskiego?... Całkiem możliwe. Opowiadam o tym w części zatytułowanej „Anatomikum i jego zbiory”.
Czytelnik znajdzie tam też fragmenty pamiętników Józefa Franka, znanego lekarza, profesora medycy na Uniwersytecie Wileńskim, który opowiadał, że żołnierze napoleońscy zniszczyli preparaty anatomiczne przechowywane w jego klinice: spirytus wypili, a to co wydawało się jadalne – zjedli. W czasie wojny w Wilnie panował straszny głód i chłód, więc napoleońscy żołnierze nie tyle specjalnie niszczyli miasto, ile starali się zaspokoić głód i ogrzać wyziębione ciało. Na ogniska wykorzystali nieliczne drzewa, które rosły na Starówce, a także to, co można było wynieść i wrzucić do ognia z opuszczonych przez wilnian mieszkań. Połowa budynków w czasach Mickiewicza nie nadawała się do zamieszkania. M.in. dlatego Wieszcz w czasach studiów miał problem ze znalezieniem stancji, czyli miejsca do mieszkania. Do dzisiaj zachowała się informacja o ośmiu adresach Mickiewicza w Wilnie. Ci, którzy nie mieli krewnych w Wilnie, a Mickiewicz do takich należał, musieli do kogoś obcego się tulić. Ks. Józef Mickiewicz, u którego mieszkał poeta, nie był jego krewnym, pochodzili z różnych rodów. Poeta mieszkał u niego, póki ten nie zachorował i wtedy rodzina zaczęła niechętnym okiem patrzeć na młodego lokatora, więc Mickiewicz musiał szukać innego lokum.
Mickiewicz przybył do Wilna trzy lata po kampanii napoleońskiej, kiedy miasto było bardzo solidnie zniszczone. Całkiem możliwe, że właśnie taki „bałagan”, rozwiane nadzieje po przegranej Napoleona, wpłynął na to, że zrodził się w poecie Wieszcz. Jaki jest Mickiewicz na kartach Pani książki?
Ilekroć z kimkolwiek rozmawiałam na temat Mickiewicza, każdy przyznawał, że był ON wielkim człowiekiem. Niemniej jednak dla każdego profesora, ucznia, kustosza, dziennikarza wielkość Wieszcza przejawiała się w czymś innym. Dla jednego – to świetne posługiwanie się 13-zgłoskowcem, dla innego – zasługi dla Narodu Polskiego; a jeszcze ktoś doceni to, że się urodził na Białorusi albo że napisał „Litwo, ojczyzno moja”. Każdy, można powiedzieć, ma „swego Mickiewicza”. Ja zaś, w poruszanych tematach próbowałam ukazać jego wielkość, ale i kruchość: jako jednego z najbardziej aktywnych filomatów, jako osobę nieszczęśliwie zakochaną, jako męża z chorą przy boku żoną…
Wspomniała Pani wątek miłosny, czy czytelnik może liczyć na pikantne szczegóły?
W książce są trzy kobiety Mickiewicza – Maryla Puttkamerowa (muza i nieszczęśliwa miłość poety); Celina Szymanowska (żona) i Ksawera Mainard z domu Deybel (kochanka), która urodziła się przy zaułku Bernardyńskim 3, czyli była sąsiadką naszego muzeum. Obecność tych właśnie kobiet w życiu Adama wielce wpłynęła zarówno na życie i twórczość poety, jak i na czasem nieco dziwnie podejmowane decyzje. A po szczegóły odsyłam do mojej publikacji.
Czy coś Panią zaintrygowało, zaskoczyło podczas pracy?
Muszę wrócić do tego nieszczęsnego portretu ze studiów. Wtedy malowałam (naprawiałam) portret poety w dosłownym znaczeniu. Poprzez pracę nad publikacjami też starałam się stworzyć portret Mickiewicza. Przez pryzmat miasta, relacji z innymi ludźmi i zainteresowań pokazać, jakim był człowiekiem. Chciałam też odnaleźć możliwe najwierniejszy opis jego wyglądu. Szczególnie zależało mi na tym, żeby się dowiedzieć, jaki miał kolor oczu. Znalazłam sporo opisów. Każdy mówi o tym, że Mickiewicz „oczy miał...”, a dalej: czarny, szary, niebieski, zielony, ciemny, zmienny. Jeden z badaczy dochodzi do wniosku, że poeta miał oczy słowiańskiego typu szaro-zielonkawe, które w zależności od oświetlenia zmieniają barwę. Pamiętajmy, że jedynym oświetleniem wówczas były świece, których blask na pewno rozszerzał źrenice. Dlatego też niektórym, którzy widzieli Mickiewicza improwizującego wieczorem przy świecach, mogło się wydawać, że ma oczy czarne.
Inną rzeczą, która mnie zaskoczyła, jest to, że każde ważne wydarzenie z życia poety ma co najmniej dwie wersje. Np. są cztery wersje miejsca, gdzie się urodził Adam: Zaosie (koło Nowogródka było kilka miejscowości o tej nazwie), Nowogródek, karczma „Wygoda”, a nawet sanie, bo mama nie zdążyła nigdzie dojechać.
Z kolei turyści, którzy odwiedzają nasze muzeum, zaczęli też pytać o to, jak wyglądała toaleta w mieszkaniu poety. Zmotywowało mnie to do przebadania tego, jak w dawnym Wilnie wyglądała sprawa sanitariatów, ścieków, kanalizacji, wodociągów i rynsztoków. Takie nieromantyczne Wilno, a do tego nawet nawiązuje okładka książki, na której widoczne są przerzucone przez rynsztok kładki.
Na nasze życie wpływ mają ludzie, których spotykamy na drodze życiowej. Dedykuje Pani książkę dwóm mamom – Marii i Konstancji. Dlaczego?
W życiu większości ludzi najważniejszym człowiekiem jest matka. Mam takie szczęście, że oprócz mojej rodzonej mamy Marii, która przed pół rokiem odeszła do wieczności, mam jeszcze jedną kochającą i bardzo życzliwą dla mnie mamę, która jest moją świekrą – Konstancję. Dziękując za wszelkie dobro, które otrzymałam, im dedykuję moją pierwszą książkę.
Wiele uwagi poświęciła Pani Mickiewiczowskiemu Wilnu, a jakie jest Pani Wilno?
Pochodzę z dawnej wsi Rowiańce, która była położona na skraju lasów ponarskich. Dziś to ulica wileńska – Riovonių. Pamiętam, jak w dzieciństwie z kolegami jeździliśmy po tej ulicy na łyżwach. Chłopcy byli zafascynowani hokejem, a dziewczyny tańczyły „Jezioro łabędzie”. Dzisiaj moje Wilno jest na wskroś przesiąknięte duchem Mickiewicza. Wszak przebywając na co dzień w miejscu, gdzie nawiedzały Wieszcza muzy, nie można nie czuć jego ducha. Wystarczy tylko wytężyć słuch, a szmery w Muzeum układają się w echo jego kroków, więc słuchasz i czekasz aż Wieszcz coś szepnie ci do ucha i zdradzi nieodkryte dotąd tajemnice.
Teresa Worobiej
Rota
Publikację można nabyć w księgarni „Elephas” w Domu Kultury Polskiej w Wilnie i w Muzeum Adama Mickiewicza przy Bibliotece UW