Jak powiedziała Łucja Żdanowicz, pracowniczka placówki muzealnej i kuratorka wystawy, cieszyła się ona powodzeniem i była jednym z najbardziej udanych przedsięwzięć zorganizowanych w murach MEW. Eksponaty miały też szczęście, bo w dniu prawosławnego poświęcenia wody (19 stycznia) zostały poświęcone przez batiuszkę Rusłana Łomako z cerkwi pw. Siergija Radonieżskiego w Podbrodziu, co twórcy przyjęli z wielką radością.
Zazwyczaj preferowane były uroczyste ceremonie otwarcia wystaw, ale tym razem, w końcu stycznia, w podniosłym nastroju i przy udziale przybyłych na tę okazję gości, odbyło się zamknięcie i podsumowanie oryginalnej wystawy.
Wraz z twórcami na przedsięwzięcie przybyli synowie Jurgity i Jonasa Kutków, którzy śpiewali ludowe piosenki litewskie, grali i tańczyli. Tomas i Jonas grali na birbyne oraz kobzie, śpiewali dawne regionalne piosenki oraz kanony, do wykonania których wciągali też widzów, no i oczywiście członków rodziny. Jak żartowała pani Jurgita, Kutkowie są nie tylko twórcami i rozsławiają nazwisko oryginalnymi wyrobami, ale też posiadają własny rodzinny zespół etnograficzny. Potrafią nie tylko grać, śpiewać i przytupywać, ale też zorganizować wiejską zabawę, czego próbkę zgromadzeni mieli podczas ceremonii zamknięcia wystawy.
– Nie tylko my, Kutkowie, tworzymy rodzinę. Jej członkami zostali wszyscy zgromadzeni tutaj, bo czujemy państwa podtrzymanie i akceptację tego, co robimy, czemu poświęcamy swój czas i oddajemy cząstkę swej duszy – powiedziała pani Jurgita.
Alfonsas Augulis, przewodniczący międzynarodowego klubu „Gervečiai”, podkreślił, że Kutkowie swój rodowód wywodzą z Gierwiat, litewskiej „wyspy” na Białorusi. W czasach sowieckich represji część rodziny znalazła schronienie właśnie w rejonie wileńskim. Mówca nie szczędził też słów uznania wobec kierownictwa i pracowników MEW, a eksponaty w nim prezentowane wskazują jak zbliżone i jak się nawzajem przeplatają kultury narodu polskiego i litewskiego.
– Unikatowe wyroby ze słomy, które tu są prezentowane, wskazują na to, jak wrażliwi i jak cierpliwi są ich wykonawcy. Słomkarstwo na Litwie zanika i należy złożyć hołd wdzięczności ludziom, którzy promują tę dziedzinę i ocalają od zapomnienia. Jest dla mnie rzeczą niepojętą, dlaczego taka wystawa umknęła uwadze Telewizji Litewskiej – powiedział Augulis.
Słowa uznania pod adresem twórców skierowała Lilia Andruszkiewicz, kierowniczka Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki administracji samorządu rejonu wileńskiego, która stwierdziła, że wystawę należy pokazać też w innych placówkach rejonu wileńskiego, bo na to zasługuje. – Będzie ona doskonałą promocją nie tylko słomkarstwa, ale też i rejonu – podsumowała Andruszkiewicz.
Viktoras Kutka mieszka w Bezdanach. Z zawodu jest mistrzem obróbki drewna. Pracował w Narodowym Teatrze Dramatycznym w Kownie, w Litewskim Narodowym Teatrze Opery i Baletu w Wilnie, przez trzy lata budował BAM, czyli Kolej Bajkalsko-Amurską, ale miłość do słomy przetrwała próbę czasu i stała się jego życiową pasją. Miłością do słomkarstwa „zaraził” i brata, i bratową. Co prawda, pani Jurgita twierdziła, że wyroby ze słomy robiła także jej babcia i mama. Co ciekawe, że twórcy żyto sieją sami, bo żytniej słomy w czasach obecnych ze świecą trzeba szukać.
– Sami siejemy, żniemy, a słomę, którą przeznaczamy do plecenia moczymy – poinformowała pani Jurgita. Dodała, że wyroby ze słomy są głównym źródłem dochodów rodziny. Oboje wraz z Viktorasem narzekali, że opłata za miejsce np. podczas tradycyjnych jarmarków kaziukowych w Wilnie jest wygórowana i nierealna. Ich zdaniem, twórców ludowych należałoby w ogóle zwolnić z opłaty i wydzielić dla nich specjalną strefę.
– Byłaby to prawdziwa promocja autentycznej sztuki ludowej i zachęta dla twórców – twierdzili. Zgodzili się z tym redaktor gazety „Lietuvių godos” Marija Šaknienė oraz dyrektor Bezdańskiej Szkoły Podstawowej „Saulėtekis” Algimantas Baranauskas.
Pod kurtynę niecodziennego przedsięwzięcia Algimant Baniewicz, dyrektor MEW, wręczył twórcom upominki i podziękował zgromadzonym za przybycie.
Zygmunt Żdanowicz
„Tygodnik Wileńszczyzny”