Klemens Tomczek zaledwie 22-letni geolog i podróżnik wraz ze swymi dwoma towarzyszami marzył o utworzeniu skrawka Polski na Czarnym Lądzie, na terenie nieskolonizowanego Kamerunu. W czasach, gdy ojczyzny rozerwanej między zaborców nie było na mapach Europy, udało mu sie wraz z towarzyszami stworzyć zalążki polskiej kolonii w Kamerunie, lecz ostatecznie przeszła ona w ręce Niemców.
Klemens Tomczek urodził się 23 listopada 1860 r. w Trzemesznie. Wkrótce jego ojciec, profesor w miejscowym gimnazjum, został karnie przeniesiony przez władze pruskie do Ostrowa Wielkopolskiego w ramach represji w związku z patriotycznym zachowaniem się uczniów i nauczycieli trzemeszeńskiego gimnazjum w Powstaniu Styczniowym. Klemens Tomczek ukończył gimnazjum we Wrocławiu, gdzie zaprzyjaźnił się z Rogozińskim. Później ukończył akademię górniczą we Fryburgu.
W 1882 r., gdy wypłynęli w rejs do Kamerunu, Klemens Tomczek miał 22 lata, Rogoziński - 21, a Janikowski 27 lat. Polski nie było na mapach świata, gdyż od prawie 100 lat była zajmowana przez trzech zaborców. Kamerun był wówczas jednym z ostatnich niezbadanych i nieskolonizowanych terenów w Afryce. Głównym celem wyprawy młodych podróżników było utworzenie polskiej kolonii na Czarnym Lądzie, gdzie polscy emigranci mogliby znaleźć dla siebie schronienie. Chcieli również zwrócić uwagę opinii światowej na Polaków, jako zdolnych do rywalizacji z krajami rozwiniętymi cywilizacyjnie. Wyprawie przyświecały także cele naukowe.
Głównym organizatorem wyprawy był przyjaciel Tomczeka jeszcze z czasów szkolnych Stefan Szolc-Rogoziński.
Rogoziński wystąpił z rosyjskiej marynarki wojennej, gdzie był oficerem i rozpoczął przygotowania do wyprawy. Próbował, choć bezskutecznie, pozyskać środki na wyprawę od swojego ojca, znanego przemysłowca Ludwika Scholtza. Pierwsze pieniądze, jakie udało mu się na ten cel pozyskać, to spadek po zmarłej w 1877 r. matce. Fundusze i rozgłos pozyskiwał także wygłaszając wykłady o Afryce i planowanej wyprawie. Plany te poparli finansowo mecenas nauk przyrodniczych hrabia Konstanty Branicki i kolekcjoner hrabia Benedykt Tyszkiewicz. Wyprawę wspierali również Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz. Plany wyprawy wywołały w tamtych czasach ogólnonarodową dyskusję. Publicyści podzielili się na jej zwolenników i przeciwników.
Bolesław Prus apelował wtedy :„ Niech oni (Rogoziński, Janikowski, Tomczek) wiedzą, że poza nimi stoi gdzieś naród, a nad nimi unosi się jego błogosławieństwo. Niech ono im towarzyszy w samotności, dodaje męstwa w bitwach, niech w dalekiej pustyni rozmawia z nimi o kraju, a dla nas niech będzie świadectwem, żeśmy się ogólnoludzkich ideałów nie zaparli i nie zaprzemy". Przeciwnicy wyprawy nazywali plany młodych podróżników szaleństwem i nie wróżyli im sukcesu. Głosili, że wsparcie finansowe tej eskapady będzie tylko niepotrzebną stratą pieniędzy.
Dzięki pozyskanemu wsparciu młodzi podróżnicy zakupili 15 marca 1882 r. statek rybacki o nazwie Lucie-Marguerite. Statek ten zbudowany w 1868 r. w Dieppe (port francuski nad kanałem La Manche w Normandii) miał około 25 metrów długości i 6,5 metra szerokości. Wyposażony był w 3 maszty i 5 żagli. Używany był wcześniej do połowu śledzi. Po zakupie został przebudowany na statek ekspedycyjny we francuskim porcie Hawr. Nazwę statku zmieniono na Łucya-Małgorzata. Wyposażenie statku stanowiły także dwie czterowiosłowe łodzie nazwane przez młodych podróżników: Warszawianka i Syrena.
Łucya-Małgorzata wypłynęła z portu w Hawrze 13 grudnia 1882 r. Załogę okrętową stanowili Francuzi na czele z kapitanem statku o nazwisku Boutes. Na pokładzie oprócz trzech polskich podróżników i francuskiej załogi znajdował się także pies Janikowskiego Dolar oraz 3 koty.
16 kwietnia 1883 r. Łucya-Małgorzata dotarła do celu morskiej podróży i rzuciła kotwicę w przystani Sta Isabel, na wyspie Fernando-Poo leżącej na wprost wybrzeży Kamerunu. Obecnie wyspa ta nazywa się Bioko i należy do Gwinei Równikowej. Kilka dni później Tomczek z Rogozińskim łodzią Warszawianka zaryzykowali podróż do oddalonego o 24 mile morskie lądu. Na wyspie Mondoleh od lokalnego przywódcy Akemy, według relacji Rogozińskiego za „10 sztuk materyi, 6 fuzyi, 3 skrzynki dżynu, 4 kuferki, 1 tożurek czarny, 1 cylinder, 3 kapelusze, tuzin czapek czerwonych, 4 tuziny pomady, tuzin bransoletek i 4 chustki jedwabne" kupili trochę terenu, na którym 23 kwietnia wyznaczyli miejsce na utworzenie bazy swojej ekspedycji.
Z bazy na wyspie Mondoleh polscy podróżnicy wyruszali w głąb lądu. Rogoziński w swoich wspomnieniach opisuje relację Tomczeka z września 1883 r. z jego podróży zakończonej sukcesami, podczas której natrafił na jezioro Mbu, czyli Słoniowie i odkrył źródło rzeki Rio del Rey.
W 1884 r. Tomczek i Rogoziński ciągle byli w drodze, od czasu do czasu wracając na odpoczynek do bazy na wyspie Modoleh. 11 maja Klemens Tomczek zachorował. Rogoziński przebywał wtedy od 11 dni poza wyspą. Musiał popłynąć do Fernando-Poo, by odebrać rzeczy przysłane dla podróżników z Europy oraz wysłać listy i zebrane zbiory do kraju. 12 maja stan chorego się pogorszył i pojawiły się objawy malarii. Wezwani na pomoc angielscy misjonarze stwierdzili, że dla chorego nie ma już ratunku. Tomczek przez tydzień prawie ciągle był nieprzytomny. Tylko chwilami wracała mu świadomość.
Klemens Tomczek zmarł 20 maja 1884 r. Grób wykopano na małym wzgórzu niedaleko bazy podróżników, pomiędzy dwiema palmami. Rogoziński i Janikowski jeszcze przez rok przebywali w Kamerunie. Głównego celu podróży nie udało się jednak osiągnąć. Powstały tylko zalążki polskiej kolonii. Rogoziński kupił od miejscowych klanów ziemię o powierzchni 30 km. kw. Wkrótce jednak na teren Kamerunu zaczęli przybywać Anglicy i Niemcy. Rogoziński nie chcąc, aby dopiero co nabyte polskie ziemie trafiły w ręce Niemców, oddał swoje tereny pod protektorat brytyjski. Niedługo po tym Anglicy podpisali z Niemcami traktat, na mocy którego zrezygnowali z Kamerunu na rzecz Niemców, tak więc ziemie nabyte przez Rogozińskiego ostatecznie i tak przypadły Niemcom. Śmiała wyprawa młodych Polaków odbiła się jednak w Europie szerokim echem. Wyprawa przyniosła także duże osiągnięcia naukowe m.in. w zakresie: botaniki, zoologii, antropologii czy etnografii. Do jej sukcesów trzeba także zaliczyć kilka odkryć botaniki, ii, antropologii czy etnografii. Do jej sukcesów trzeba także zaliczyć kilka odkryć geograficznych oraz sporządzenie bardzo dobrych map mało znanego wówczas Kamerunu.
Główny organizator wyprawy Stefan Szolc-Rogoziński, który wcześniej obronną ręką wyszedł z katastrofy statku, gdy służył w marynarce wojennej oraz wyleczył się z nękających go w Afryce chorób tropikalnych, zginął tragicznie w wieku 36 lat. Na ulicy w Paryżu wpadł pod koła konnego omnibusa.
Klemens Tomczek pozostawił po sobie słownik języka krumańskiego, 7 tomów zapisków etnograficznych i geograficznych oraz sporządzone przez siebie mapy. Dokonał kilku ważnych odkryć, m.in. źródła rzeki Rio del Rey, którego wcześniej poszukiwano przez prawie 200 lat.
132 lata temu o Klemensie Tomczeku i jego kompanach biorących udział w śmiałej wyprawie było głośno wśród całego polskiego społeczeństwa pod zaborami. Dziś jest to już postać nieco zapomniana. W Trzemesznie o Klemensie Tomczeku przypomina tylko jego symboliczny nagrobek na cmentarzu. Nie ma nawet ulicy jego imienia. Ulica Klemensa Tomczeka istnieje tylko w Ostrowie Wielkopolskim.
Dodaj komentarz
|
EWANGELIA NA CO DZIEŃ
-
29 marca 2024
Wielki Piątek
J 18, 1-19, 42
Słowa Ewangelii według świętego Jana
Jezus udał się z uczniami za potok Cedron, do znajdującego się tam ogrodu. I wszedł do niego On i Jego uczniowie. Judasz, Jego zdrajca, też znał to miejsce, gdyż Jezus często spotykał się tam ze swymi uczniami. Judasz więc przybył tam wraz z oddziałem żołnierzy oraz służącymi wyższych kapłanów i faryzeuszów, zaopatrzonymi w pochodnie, lampy i broń. Ponieważ Jezus wiedział o wszystkim, co Go spotka, wyszedł im naprzeciw i zapytał: „Kogo szukacie?”. Odpowiedzieli Mu: „Jezusa z Nazaretu”. Wtedy On powiedział: „Ja jestem”. A wśród nich znajdował się Judasz, Jego zdrajca. Kiedy zaś usłyszeli: „Ja jestem”, cofnęli się i upadli na ziemię. Zapytał ich więc powtórnie: „Kogo szukacie?”. A oni zawołali: „Jezusa z Nazaretu”. Wówczas Jezus im rzekł: „Powiedziałem wam, że Ja jestem. Skoro więc Mnie szukacie, pozwólcie im odejść”. Tak miały się spełnić słowa, które wypowiedział: „Nie utraciłem nikogo z tych, których Mi powierzyłeś”. Wtedy Szymon Piotr, który nosił miecz, wydobył go i uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Sługa zaś nazywał się Malchos. Jezus zwrócił się do Piotra: „Schowaj miecz do pochwy! Czy nie mam wypić kielicha, który podał Mi Ojciec?”. Żołnierze więc ze swym dowódcą oraz słudzy żydowscy pochwycili Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza, teścia Kajfasza, który sprawował w owym roku urząd najwyższego kapłana. To właśnie Kajfasz poradził Żydom: „Lepiej przecież, aby jeden człowiek umarł za naród”. Tymczasem za Jezusem podążał Szymon Piotr oraz jeszcze inny uczeń. Uczeń ten był znany najwyższemu kapłanowi, dlatego wszedł z Jezusem aż na dziedziniec pałacu najwyższego kapłana. Piotr natomiast pozostał na zewnątrz przy bramie. Ten inny uczeń, znany najwyższemu kapłanowi, wrócił jednak, porozmawiał z odźwierną i wprowadził Piotra do środka. A służąca odźwierna zapytała Piotra: „Czy i ty jesteś jednym z uczniów tego człowieka?”. On odpowiedział: „Nie jestem”. A wokół rozpalonego na dziedzińcu ogniska stali słudzy oraz podwładni najwyższego kapłana i grzali się, bo było chłodno. Także Piotr stanął wśród nich i grzał się. Najwyższy kapłan postawił Jezusowi pytanie o Jego uczniów oraz o Jego naukę. Jezus mu odpowiedział: „Ja otwarcie przemawiałem do ludzi. Zawsze nauczałem w synagodze i świątyni, gdzie się gromadzą wszyscy Żydzi. Niczego nie powiedziałem w ukryciu. Dlaczego więc Mnie wypytujesz? Zapytaj tych, którzy Mnie słuchali, o czym ich uczyłem; oni wiedzą, co im powiedziałem”. Po tych słowach jeden ze stojących tam sług wymierzył Jezusowi policzek, mówiąc: „W taki sposób odpowiadasz najwyższemu kapłanowi?”. Jezus mu odrzekł: „Jeśli źle coś powiedziałem, to udowodnij, co było złe, a jeśli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?”. Następnie Annasz odesłał związanego Jezusa do najwyższego kapłana Kajfasza. Tymczasem Piotr stał na dziedzińcu i grzał się. Wtem zapytano go: „Czy i ty jesteś jednym z Jego uczniów?”. A on zaprzeczył, stwierdzając: „Nie jestem”. Jeden ze sług najwyższego kapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął ucho, zwrócił się do niego: „Czyż nie widziałem cię razem z Nim w ogrodzie?”. Piotr jednak znowu zaprzeczył i zaraz kogut zapiał. Wczesnym rankiem przeprowadzono Jezusa od Kajfasza do pretorium. Oskarżyciele nie weszli jednak do pretorium, aby się nie skalać i móc spożyć wieczerzę paschalną. Dlatego też Piłat wyszedł do nich i zapytał: „Jakie oskarżenie wnosicie przeciwko temu człowiekowi?”. Oni odpowiedzieli: „Nie wydalibyśmy Go tobie, gdyby On nie był złoczyńcą”. Piłat im odparł: „Zabierzcie Go sobie i osądźcie zgodnie z waszym prawem”. Wówczas Żydzi rzekli: „Nam nie wolno nikogo zabić”. Tak miała wypełnić się zapowiedź Jezusa, w której zaznaczył, jaką poniesie śmierć. Piłat więc znowu wrócił do pretorium, przywołał Jezusa i zapytał Go: „Czy Ty jesteś królem Żydów?”. Jezus rzekł: „Mówisz to od siebie, czy też inni powiedzieli ci to o Mnie?”. Wówczas Piłat powiedział: „Czyż ja jestem Żydem? To Twój naród i wyżsi kapłani wydali mi Ciebie. Co zrobiłeś?”. Jezus odpowiedział: „Moje królestwo nie jest z tego świata. Gdyby moje królestwo było z tego świata, moi podwładni walczyliby, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś moje królestwo nie jest stąd”. Wówczas Piłat rzekł Mu: „A więc jesteś królem”. Jezus odparł: „To ty mówisz, że jestem królem. Ja urodziłem się i przyszedłem na świat po to, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, jest mi posłuszny”. Wtedy Piłat rzekł do Niego: „A cóż to jest prawda?”. I gdy to powiedział, znowu wyszedł do Żydów, stwierdzając wobec nich: „Ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jest zaś u was zwyczaj, że uwalniam wam kogoś na święto Paschy. Chcecie więc, abym wam wypuścił na wolność króla Żydów?”. Ponownie zaczęli wołać: „Nie Jego, ale Barabasza!”. A Barabasz był przestępcą. Wówczas Piłat zabrał Jezusa i kazał ubiczować. A żołnierze spletli koronę z cierni i włożyli na Jego głowę. Narzucili Mu purpurowy płaszcz, podchodzili do Niego i mówili: „Bądź pozdrowiony, królu Żydów”. Bili Go też po twarzy. Piłat zaś znowu wyszedł na zewnątrz i oznajmił im: „Oto wyprowadzam Go do was, abyście wiedzieli, że nie znajduję w Nim żadnej winy”. I Jezus wyszedł na zewnątrz w cierniowej koronie i purpurowym płaszczu. Wtedy Piłat powiedział do nich: „Oto człowiek!”. Gdy wyżsi kapłani i słudzy zobaczyli Go, zaczęli krzyczeć: „Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!”. Piłat im odparł: „Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ponieważ ja nie znajduję w Nim żadnej winy”. Żydzi mu odpowiedzieli: „My posiadamy Prawo i zgodnie z Prawem powinien umrzeć, gdyż uznał się za Syna Bożego”. Gdy Piłat usłyszał ten zarzut, bardzo się przestraszył. Wrócił ponownie do pretorium i zapytał Jezusa: „Skąd pochodzisz?”. Lecz Jezus nie dał mu żadnej odpowiedzi. Wtedy Piłat rzekł do Niego: „Nie chcesz ze mną rozmawiać? Czy nie wiesz, że mam władzę Cię uwolnić i mam władzę Cię ukrzyżować?”. Jezus mu odpowiedział: „Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdybyś nie otrzymał jej z góry. Stąd większy grzech popełnił ten, kto wydał Mnie tobie”. Od tej chwili Piłat usiłował Go uwolnić, lecz Żydzi zaczęli głośno wołać: „Jeśli Go wypuścisz, przestaniesz być przyjacielem cesarza. Kto bowiem uznaje siebie za króla, przeciwstawia się cesarzowi”. Kiedy Piłat usłyszał te słowa, polecił wyprowadzić Jezusa na zewnątrz i posadzić na ławie sędziowskiej, znajdującej się na miejscu zwanym Lithostrotos, a w języku hebrajskim Gabbata. Był to zaś dzień przygotowania Paschy, około godziny szóstej. Następnie Piłat rzekł do Żydów: „Oto wasz król!”. Ci natomiast zakrzyknęli: „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go!”. Piłat więc ich zapytał: „Waszego króla mam ukrzyżować?”. Wyżsi kapłani odpowiedzieli: „Nie mamy króla oprócz cesarza”. Wtedy Piłat wydał Go im na ukrzyżowanie. Oni zaś zabrali Jezusa. A Jezus, dźwigając krzyż dla siebie, przyszedł na tak zwane Miejsce Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota. Tam Go ukrzyżowano, a wraz z Nim – z jednej i drugiej strony – jeszcze dwóch innych; Jezusa zaś w środku. Piłat kazał też sporządzić i umieścić na krzyżu tytuł kary, a było napisane: „Jezus Nazarejczyk, król Żydów”. Wielu Żydów czytało ten napis, ponieważ miejsce ukrzyżowania Jezusa znajdowało się blisko miasta i był on sporządzony w języku hebrajskim, łacińskim i greckim. Wyżsi kapłani żydowscy mówili więc Piłatowi: „Nie pisz «król Żydów», lecz: «To On powiedział: Jestem królem Żydów»”. Piłat jednak odparł: „To, co napisałem, napisałem”. Żołnierze po ukrzyżowaniu Jezusa zabrali Jego tunikę i płaszcz, który podzielili na cztery części – dla każdego żołnierza po jednej. Tunika nie była szyta, lecz z góry na dół cała tkana. Dlatego też postanowili wspólnie: „Nie rozrywajmy jej, lecz losujmy, do kogo ma należeć”. Tak miało wypełnić się Pismo: „Podzielili między siebie moje ubrania i o moją szatę rzucili los”. To właśnie uczynili żołnierze. Przy krzyżu Jezusa stała zaś Jego Matka, siostra Jego Matki, Maria, żona Kleofasa oraz Maria Magdalena. Gdy Jezus zobaczył Matkę i stojącego obok ucznia, którego miłował, zwrócił się do Matki: „Kobieto, oto Twój syn”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto twoja Matka”. I od tej godziny uczeń przyjął Ją do siebie. Potem Jezus, wiedząc, że już wszystko się dokonało, aby wypełniło się Pismo, rzekł: „Pragnę”. A znajdowało się tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę nasączoną octem i podano Mu do ust. Kiedy Jezus skosztował octu, powiedział: „Wykonało się”; po czym skłonił głowę i oddał ducha. Ponieważ był to dzień przygotowania Paschy, i aby ciała nie wisiały na krzyżach w szabat – był to bowiem uroczysty dzień szabatu – Żydzi poprosili Piłata o połamanie nóg skazańcom i usunięcie ich. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie pierwszemu, a potem drugiemu, którzy byli z Nim ukrzyżowani. Gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że On już nie żyje, nie połamali Mu goleni, natomiast jeden z żołnierzy włócznią przebił Jego bok, z którego zaraz wypłynęła krew i woda. O tym daje świadectwo ten, który to widział, a jego świadectwo jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy uwierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: „Nie będziecie łamać jego kości”. Pismo mówi też w innym miejscu: „Będą patrzeć na Tego, którego przebili”. Po tym wszystkim Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. Gdy Piłat wyraził zgodę, przyszedł i wziął Jego ciało. Przybył także Nikodem, który po raz pierwszy zjawił się u Jezusa nocą. On przyniósł około stu funtów mirry zmieszanej z aloesem. Zabrali oni ciało Jezusa i zgodnie z żydowskim zwyczajem grzebania owinęli je w płótna wraz z wonnościami. W miejscu ukrzyżowania znajdował się ogród, w ogrodzie zaś nowy grobowiec, w którym jeszcze nikt nie był pochowany. Tam więc, ponieważ grobowiec był blisko, złożono ciało Jezusa ze względu na żydowski dzień przygotowania.
Czytaj dalej...
Miejsce na Twoją reklamę 300x250px
|